f364a57ed4Książka Michaela Marshalla „W otchłani zła” przyciągnęła mnie tytułem, a zatrzymała obiecującą fabułą. Historia tajemniczej śmierci czteroletniego Scotta, syna Johna i Carol Hendersonów, wydawała mi się niezmiernie intrygująca. Byłam ciekawa w jaki sposób małe dziecko mogło umrzeć w niewyjaśnionych okolicznościach na oczach swoich rodziców.

„W otchłani zła” rozpoczyna się w momencie wejścia Scotta na pomost, gdzie nagle odchodzi na tamten świat. Ale tak naprawdę cała historia rozpoczyna się trzy lata później, kiedy ojciec Scotta po próbach ucieczki przed tragicznymi wydarzeniami z przeszłości postanawia raz na zawsze rozwiązać zagadkę śmierci swojego dziecka. A wszystko za sprawą e-maila od nieznanego nadawcy: „Wie, co się stało twojemu synowi”…

Niestety zawiodłam się. Książka nie jest zła, lecz spodziewałam się czegoś o wiele lepszego. Pomimo tego, że czytało się ją szybko, a jej lektura była w miarę przyjemna, to po przeczytaniu ostatniego zdania byłam zwyczajnie rozczarowana. A wszystko przez to, że wyjaśnienie okoliczności i przyczyny śmierci Scotta mnie nie usatysfakcjonowało. Przedstawiona przez autorkę wizja zła w najczystszej postaci, które miało kryć się w małym miasteczku Murdo Pond, gdzie doszło do tragedii rodziny Hendersonów, kompletnie mnie nie przekonała. Byłam zawiedziona i rozgoryczona. Zdecydowanie nastawiałam się na coś lepszego.

Bohaterowie wyróżniali się pomiędzy sobą, więc nie było problemu z ich rozróżnianiem. Jednakże nie czułam więzi ani szczypty sympatii do żadnego z nich. Byli dla mnie obojętni. Dosłownie. Nawet nie zdołałam Hendersonom współczuć utraty ich syna. Tu pojawia się kolejna wada książki, a mianowicie brak emocji, które bardzo sobie w książkach cenię. Uwielbiam utożsamiać się z bohaterem, jak również odczuwać w sobie jego uczucia. W przypadku książki Michaela Marshalla tej przyjemności nie dostąpiłam, a to sprawia jednocześnie, że o jego książce prawdopodobnie bardzo szybko zapomnę. Ale może to i lepiej….

Dzieło Michaela Marshalla pod tytułem „W otchłani zła” miała spory potencjał. Nie został on jednak dobrze i w pełni wykorzystany. A szkoda, zapowiadała się naprawdę świetna oraz niewyobrażalnie absorbująca czytelnika lektura. Gdyby autor zrezygnował z kilku niepotrzebnych wątków pobocznych, a skupił się bardziej na głównym wątku i na jego wyjaśnieniu to „W otchłani zła” byłoby o wiele ciekawszą pozycją, godną polecenia. Autor jednak chyba chciał iść na łatwiznę i wymyślił jakieś rozwiązanie prosto z kosmosu, a do tego sam chyba nie potrafił dokładnie wyjaśnić o co mu chodziło. W ten sposób czytelnik po przeczytaniu jego dzieła nie ma satysfakcji z przeczytanej lektury, a jedynie zadaje sobie pytanie: „co autor miał na myśli?”.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Albatros, a jeśli zakupisz książkę klikając jedną z opcji poniżej, ja otrzymam z tego niewielką prowizję:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *