Kiedy ostatnio pisałam recenzję książki „Zmyślona” zwróciłam uwagę, iż autorka posługuje się lekkim, pozbawionym opisów przyrody językiem. Równocześnie wówczas czytałam „Sklepy cynamonowe” pełnych barwnego i bogatego słownictwa, jakim posługuje się niezwykle kontrastujący się z Katarzyną Michalak, Bruno Schulz.
Autorowi trwałe miejsce w dziejach literatury zapewniły dwa zbiory opowiadań – „Sklepy Cynamonowe” oraz „Sanatorium pod Klepsydrą”. W swoich dziełach uwiecznił rodzinny Drohobycz, niewielkie galicyjskie miasteczko koło Lwowa. Opowiadania Schulza odwołują się do podświadomości człowieka, operując językiem mitów i symboli.
„Sklepy cynamonowe” a Zofia Nałkowska
„Sklepy cynamonowe” opublikowano przy pomocy Zofii Nałkowskiej w 1934 roku nakładem Wydawnictwa „Rój”. Szkice utworów zamieszczonych później w zbiorze pisarz przesyłał w listach do przyjaciół: Władysława Riffa i Debory Vogel.
Bruno Schulz opisuje świat widziany zafascynowanymi oczami Józefa, dziecka z rodziny kupieckiej. Chłopiec podziwia swojego dziwacznego Ojca prowadzącego sklep z tekstyliami w rynku, obdarzonym nadludzkimi możliwościami szalonym Demiurgiem, znajdującym na pograniczu życia oraz śmierci, świata realnego i wręcz fantastycznego.
W czasach licealnych chorowałam podczas omawiania dzieła Schulza i miałam wtenczas ogrom zaległości, więc sięgnęłam jedynie po streszczenie dwóch rozdziałów „Sklepy Cynamonowe” i „Ulica Krokodyli”. I przyznam szczerze, kompletnie nie rozumiałam fabuły, była dla mnie czarną magią, którą całkowicie nie byłam zauroczona. Zastanawiałam się czemu ta książka jest lekturą? A jeszcze bardziej nie rozumiałam zachwytów koleżanki nad dziełem Bruno Schulza. Dzisiaj, po przeczytaniu na spokojnie całości, już rozumiem. Co więcej, teraz sama jestem zachwycona nad pełną obrazów poetyckich prozą autora, którą gdyby podzielić na wersy, powstałyby… wiersze!
Proza Schulza nie należy do prostych, wymagają od czytelnika uwagi, wrażliwości i skupienia, ale jednocześnie pobudza wyobraźnie, oraz tworzy niesamowity nastrój. Mimo niewielkiej ilości zapisanych stron, nie potrafiłam przeczytać „Sklepów Cynamonowych” w ciągu jednego wieczora. Potrzebowałam dawkować to jakże fascynujące przeżycie czytania poetyckich i oryginalnych, przepełnionych metaforyką, mityzacji, personifikacji symboliką i animizacji, obrazów pisarza.
Posługiwać się tak malowniczą mową to nie lada sztuka i talent. I właśnie dlatego lektura zasługuje na miejsce w kanonie lektur. A każdy licealista, co więcej – każdy człowiek, powinien zapoznać się z dziełem Brunona Schulza i dojrzeć jak wspaniały mamy język ojczysty. Podążając za słowami Mikołaja Reja..
„ A niechaj narodowie wżdy postronni znają,
iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają „
I do tego jakże piękny!
Nie miałam tej lektury w liceum :> a tytuł zachęca bardzo!
A ja właśnie czytałam ją w liceum i wtedy średnio mi się podobało, zależy która część. Ale teraz uważam, że naprawdę książka jest świetna jako całokształt:)
Uwielbiałam tę ksiązkęjeszcze w szkole mimo że była lekturą:) I tak mi zostało.Poza Reymontem chyba właśnie Schulz ma najpiękniejszze opisy.
Uwielbiam te oniryczne opowiadania Schulza, gdzie rządzi senna mara;)) Czarująca!
KOCHAM KOCHAM KOCHAM!!!
Co jak co, ale pozycja na obowiązkowej liście. Nie wiem dlaczego, ale jeszcze tej książki nie czytałam. GRZECH!
Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu „Z głębi serca”, jak nadarzy się już okazja do przeczytania. ;)
oj tak język Schulza to niesamowita skarbnica, takie bogactwo w polskiej literaturze nieczęsto się zdarza, dlatego lektura Sklepów to prawdziwa gratka dla miłośników książek
pozdrawiam i zapraszam w wolnej chwili
http://mieedzykartkami.blogspot.com/
Książka czeka u mnie na przeczytania, widzę że koniecznie muszę się za nią zabrać w najbliższym czasie : >
„Sklepy cynamonowe” przeczytałam jeszcze będąc w liceum i także byłam pod wrażeniem! Niesamowity, magiczny język… Na pewno do niej jeszcze kiedyś wrócę.
PS. Bardzo ciekawe wyzwanie „Tydzień bez nowości”:)
Pozdrawiam!
Bardzo fajne wydanie.