Plakat filmu Thor: Ragnarok

NATBLUE

 

Moja przygoda z Marvelem rozpoczęła się za sprawą Pawła w maju 2012 roku, kiedy do polskich kin trafił „Avengers”. Sama nigdy nie interesowałam się ich produkcjami, za to mój mąż wręcz przeciwnie. W związku z tym pewnego dnia zabrał mnie na randkę właśnie na ten film. Prawdopodobnie gdybyśmy zaczęli być razem wcześniej, jeszcze przed poprzednimi ekranizacjami, to już wcześniej „ogarniałabym” temat. Ale jak to się mówi – lepiej poźno niż wcale!;)

 

Początkowo nie ogarniam co, z kim i dlaczego. Niestety, chociaż bardzo mi się zaczęły w miarę podobać, to z kolejnymi filmami jeszcze bardziej wszystko zlewało mi się w jedno. Nie potrafiłam ich odróżnić! Mieszały mi się w głowie! Za każdym razem zapominałam też co było wcześniej. Trochę to mnie demotywowało i nie miałam ochoty zagłębiać się w kwestie o co w tym wszystkim chodzi. „Logan: Wolverine”, który chwycił mnie za serce tego nie zmienił. Aż w końcu nadszedł ten czas, kiedy do kin wszedł „Thor: Ragnarok”. Zachęcam Was do kupowania biletów na ten film na stronie Multikina, ale przez Refunder – otrzymacie wówczas 5% zwrotu za bilet! Dodatkowo otrzymacie 10 zł, jeżeli zarejestrujecie się przez ten link i dokonacie pierwszego zakupu za min 50 zł.

 

Maszerując żwawo przed duży ekran wiedziałam tylko tyle, że główny bohater ma młot i jest bardzo przystojny. W końcu gra go Chris Hemsworth. ;) Tak wiem, dla wielbicieli gatunku to jest coś strasznego. Przepraszam! Niestety, takie były fakty. Nie czytałam nigdy komiksów Marvela, więc z fabułą byłam mocno do tyłu. Tak naprawdę nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Ale wiecie co? Fabuła okazała się tak fenomenalna, że nawet się cieszyłam z mojej nieświadomości co się wydarzy, jacy bohaterowie pojawią się tym razem i w ogóle co będzie się działo.  Nie było czasu na nudę! Bez przerwy siedziałam podekscytowana co za moment się stanie! Gdyby to była ekranizacja książki, to miałabym inne podejście, ale za komiskami nigdy nie przepadałam, więc i tak raczej bym po nie nigdy nie sięgnęła.

 

Już od pierwszych scen byłam zachwycona montażem oraz wykorzystaniem CGI i efektów specjalnych. W żadnym filmie sceny walki nie zrobiły na mnie takiego wrażenia jak w tej produkcji. Chociaż oglądaliśmy film w 2D, to nie mogłam oderwać wzroku od ekranu na sekundę, chłonąc każdy najdrobniejszy szczegół każdej sceny.

 

Również znakomita muzyka robiła swoje. Mark Mothersbaugh wykonał świetną robotę. Ścieżka dźwiękowa oparta na syntezatorach idealnie trafiła w mój gust, a rzadko to się zdarza przy instrumentalach. Ponadto wykorzystanie „Immigrant Song” zespołu Led Zeppelin w pierwszym zwiastunie filmu było strzałem w dziesiątkę. Ten utwór idealnie pasuje do tej produkcji!

Mam ogromną ochotę obejrzeć „Thor: Ragnarok” już dla samego podziwiania tych wszystkich fantastycznych obrazów i słuchania muzyki. Rewelacyjna fabuła oraz wspaniali aktorzy dodatkowo mi ten seans uprzyjemnią. O nich też nie można zapomnieć! Wiecie, że nawet reżyser Taika Waititi wystąpił w tej produkcji jako aktor? Przy pomocy  technologii motion capture zagrał demona Surtura oraz Korga. Temu ostatniemu użyczył  nawet głosu. A to jedna z moich ulubionych postaci w tej ekranizacji, zaraz po Walkirii granej przez Tessę Thompson.

 

Jakie było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że Helę zagrała Cate Blanchett! Zupełnie jej nie poznałam. W pamięci mam ciąglę ją jako Galadrielę z Władcy Pierścieni. Zostałam pozytywnie zaskoczona. Oczywiście nie zawiedli mnie także Chris Hemsworth jako żądny przygód i odważny Thor oraz Tom Hiddleston jako niemożliwy Loki, przy którym na język co chwilę nasuwa się „why, tell me, why?!”. Nie zapominajmy również  o utalentowanym Marku Ruffalo, który gra neurotycznego Bannera i lekko rozkapryszonego, ale wzbudzającego sympatię Hulka.

 

Spotkałam się z krytyką humoru przedstawionego w „Thor: Ragnarok”. Według niektórych jest on bardzo niskich lotów, a co za tym idzie – produkcji brak odpowiedniego patosu. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Mam do tego zupełnie inne podejście, a mianowicie – Dystans, DYSTANS, albo wszyscy umrzemy. To co się dzieje w życiu bohaterów chwilami mogło ich przerastać nawet jako Bogów. Szczególnie jeśli ktoś wydaje się być silniejsi od nich. I myślę, że nawet oni mają potrzebę od czasu do czasu odreagować – najlepiej w swoim towarzystwie. A żarty i wzajemne przytyki w tym pomagają. Sala kinowa przy każdym takim tekście wybuchała śmiechem, więc raczej były one zabawne. A czy niskich lotów? Wedlug mnie to przesadne stwierdzenie. Jak dla mnie były to żarty na poziomie. A jeżeli te krytykujące osoby w życiu podchodzą z nieustającą powagą, to szczerze współczuję. Ja tam lubię poprzekomarzać się z przyjaciółmi.

 

Jednak jest jeszcze coś, co dało mi pewność, że „Thor: Ragnarok” stał się moim ulubionym filmem Marvela. Uwielbiam produkcje, które dają do myślenia. A ta właśnie taka jest. Nie dostarcza jedynie znakomitej rozrywki, ale również skłania do pewnych refleksji. Wiele osób obsesyjnie pragnie sławy i poklasku za nic. Ten film pokazuje, że nie wystarczy chcieć być szanowanym i podziwianym za samo istnienie. Na to trzeba zasłużyć – pokorą, odwagą, pomocą i poświęceniem dla innych.

PAWEŁ

 

Na Marvela zwróciłem uwagę mając około czternaście lat. Wówczas bardzo spodobały mi się wersje animowane komiksów takich jak „Spider-Man”, „X-Men”, „Hulk” czy tez „Iron-Man”. W późniejszym okresie udało mi się przeczytać trochę komiksów od Marvel Comics, jednak jakoś do mnie nie trafiły.

 

W końcu zaczęły pojawiać się również ekranizacje „Spider-Mana”, „Hulka”, „X-Menów” czy też „Iron Mana”. Jednak każdy z nich był indywidualną historią o danym superbohaterze, przez co nie tworzyły one jednej całości. Na szczęście w pewnym momencie zauważyłem, że Marvel Cinematic Universe podjął pewne kroki w celu zachowania ciągłości filmów przy kolejnych produkcjach. I właśnie wtedy coś zaskoczyło, naprawdę zaczęło mi się to podobać!

 

Z dotychczasowych ekranizacji najbardziej przypadły mi do gustu „Incredible Hulk”, „Avengers”, „Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz” czy „Strażnicy Galaktyki”. Usatysfakcjonował mnie również „Logan: Wolverine”, który jest jednak częścią Uniwersum X-Men. Ale okazało się, że najlepsze jeszcze przed nami. „Thor: Ragnarok” pokonał wszystko. Można wręcz przytoczyć krążący w Internecie tekst: „Nie musisz sprzątać, bo Marvel pozamiatał”.

 

Podczas oglądania filmu  „Thor: Ragnarok” czułem pozytywną energię. Nie brakowało znakomitych scen walki, świetnych charakteryzacji, a także dobrego humoru. Sceny, w których Thor z Hulkiem dogryzali sobie jak dwaj najlepsi przyjaciele były naprawdę przekomiczne. Oczywiście kiedy było trzeba potrafili zachować powagę i zająć się tym, co potrzeba. Na przykład poskromnieniem Lokiego, który w niektórych momentach potrafił zupełnie rozłożyć na łopatki. Inni bohaterowie również dali z siebie wszystko, ale więcej Wam zdradzać nie będę – musicie to zobaczyć na własne oczy.

 

Wspomnę jeszcze tylko, że efekty specjalne oceniam na dziesięć. Tak samo muzykę, która nadawała klimat lat 80’, które polubiłem dzięki mojemu tacie. Zawsze w samochodzie włączał kasety między innymi z utworami Queen, The Police, Europe czy Micheala Jacksona.

 

Całość wyszła naprawdę świetnie. Marvel Cinematic Universe spisał się znakomicie. Już się nie dziwie moim znajomym, którzy tak zachwalali ten film.

 

W tym momencie pozostaje mi już tylko czekać na kolejny film od Marvela z nadzieją, że będzie równie dobry co „Thor: Ragnarok”. „Czarna Pantera” pojawi się w kinach już 14 lutego. A to oznacza, że zapowiadają się epickie walentynki ;3.

 

20 komentarzy

  1. Muszę przyznać, że lubimy z Małżem czasami obejrzeć „wielkie amerykańskie kino” i często wybieramy wtedy opowieści oparte na komiksach Marvela. Najnowszego Thora jeszcze nie widzieliśmy, ale wszystko przed nami! Pozdrawiam, Kasia

  2. Trzecia część Thora może być jedyną dobrą częścią tej sagi filmowej. Po bardzo słabej jedynce, która zrobiona była chyba tylko po to, bo sukces odniósł Iron Man. Dwójka była minimalnie lepsza, ale dalej nie robiła wrażenia. Natomiast nową częścią jestem naprawdę zainteresowany.

    Krzysiek
  3. Ja jakiś nie przepadam za tego typu filmami, nigdy też nie lubiłam komiksów. Znacznie bardziej lubię książki, gdzie jednak od początku trzeba sobie samemu wykreować rzeczywistość, ten świat. Filmów nie oglądam, bo tak jak mówisz ja też sir gubilam i czasami fabuła była tak niroczywista, że pewne braki w wiedzy na temat historii jednego z super bohaterów doprowadziły mnie do szału. Mimo iż doceniam realizację, efekty specjalne i świetnych aktorom, nie wybiorę się do kina. Ale fajnie, że ty odnalazłaś film, który rozbudził pasję do nich.

  4. Ja z reguły kupuję bilety z jakimiś promocjami i wtedy cenowo wychodzi to bardzo fajnie. Sprawdzam też groupony i vouchery – polecam :) Co do filmu, jest jeszcze przede mną. Oglądam filmy Marvela więc prędzej czy później go obejrzę, ale nie wiem czy w kinie czy w zaciszu domowym :-)

  5. Oglądałam i jestem zachwycona tą częścią, znacznie bardziej niż pozostałymi. Mnie też druga połówka „zaraziła” filmami o superbohaterach i teraz sama nie mogę się doczekać kolejnych ekranizacji. No i uwielbiam Marvela :-) Poczucie humoru w najnowszym Thorze moim zdaniem było świetne i nie miałam żadnych zastrzeżeń. Nie wszystkie produkcje o superbohaterach muszą walić patosem po wszystkich zmysłach, a mnie znacznie lepiej podchodzą te z przymrużeniem oka, tak jak np. „Strażnicy Galaktyki” :-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *