evans_papierowe

Gdyby nie ciemność, nigdy nie poznałbym światła”

 

Zawsze wychodziłam z założenia, że najlepiej jak człowiek uczy się na własnych błędach. Pamiętam, że toczyłam o to nieustanną walkę ze swoimi rodzicami i Dziadkiem, kiedy robiłam wszystko po swojemu, a nie w sposób uważany przez nich za słuszny. Nie raz za to oberwałam od życia. Jednak uważam, że dzięki temu jestem o wiele silniejsza, niż gdybym była nadmiernie ostrożna, nie miała własnego zdania i metaforycznie nie włożyła swojego palca prosto do ognia. Aby zrozumieć pewne rzeczy, czasem nie wystarczy teoria czy przykłady – niezbędna jest praktyka. Ale postawa członków mojej rodziny w reakcji na moje wybory, nauczyła mnie jeszcze jednego. Każdy zasługuje na drugą szansę. I o tym właśnie jest książka autorstwa Richarda Paula Evansa pod tytułem „Papierowe marzenia”.

 

Historia głównego bohatera wyżej wspomnianej powieści jest zobrazowaniem biblijnej przypowieści o synu marnotrawnym. Luke dostał od życia bardzo wiele – pochodził z bogatej rodziny, a po kochającym go bezgranicznie ojcu miał odziedziczyć potężną firmę. Ojciec jednak nie chciał, aby zaplanowana przez niego przyszłość syna była jedynie jego wyborem. Postanowił więc wysłać syna na studia do innego miasta, aby poznał inną stronę życia. Luke był jednak pewien, że to jest zbędne, ponieważ nic nie zmieni jego chęci o kontynuowaniu realizacji swojej świetlanej przyszłości w firmie ojca. Jak bardzo się mylił, musicie przekonać się już sami.

 

Nie potykają się tylko ci, którzy nie chodzą.”

 

Nie pamiętam już kiedy ostatni raz zarwałam nockę, aby przeczytać jakąś książkę. Jeżeli wybieram czytanie do czwartej nad ranem, zamiast kilku godzin błogiego snu, to musicie wiedzieć, że coś się dzieje! To oznaczać może tylko jedno – Richard Paul Evans napisał naprawdę świetną książkę!

 

Uwielbiam pozycje, które nie tylko przyciągają ciekawą fabułą, ale jednocześnie czegoś uczą i pozostawiają w duszy człowieka jakiś ślad. Kocham książki przepełnione emocjami, skłaniające do przemyśleń i wysnucia kilku ważnych wniosków. Takie są właśnie „Papierowe marzenia”. A czego uczą? Przede wszystkim czym jest prawdziwa miłość i jak niebezpieczna w skutkach potrafi być znajomość z ludźmi o tekturowych duszach. A także o tym, że papierowe marzenia – w znaczeniu gromadzenia pieniędzy – nie są w życiu najważniejsze.

 

Wiem, że „Papierowe marzenia” to pozycja, do której na pewno jeszcze powrócę. A to nie zdarza się zbyt często, bo nie lubię robić czegoś dwa razy. W tym przypadku jednak zrobię to z ogromną przyjemnością. Dla niektórych książka Evansa może wydawać się wręcz naiwna czy przewidywalna. Jednak ja podchodzę do niej z myślą, że wielu ludzi zapomina na co dzień o podstawowych wartościach, o których przypomina nam w niej autor. Według mnie „Papierowe marzenia” są wyjątkowe w swej prostocie.

 

Czasami nie siłą, lecz delikatnością rozbijamy najtwardsze skorupy.”

2 komentarze

  1. Też nie lubię wracać do czegoś dwa razy, ale życie mnie nauczyło, że czasem warto tak zrobić ;)
    O „Papierowych marzeniach” słyszałam wiele dobrego, ale wciąż brakowało mi czasu, by samej się przekonać, czy rzeczywiście są takie dobre. Kiedyś Ci podkradnę tę książkę i sprawdzę. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *