_MG_0291a

„Weekend z książką” to cykl sobotnich postów w których będą ukazywały się recenzje pojedynczych książek, bądź krótkie opinie na temat trzech ostatnio przeczytanych przeze mnie pozycji, czyli „Ostatnio przeczytane”.

Teoretycznie za fantasy nie przepadam, ale praktycznie co jakiś czas po nią sięgam. Wielkim miłośnikiem na pewno nigdy nie zostanę, jednak trafiają się pozycje, które potrafią skraść moje serce. Jedną z takich pozycji jest książka autorstwa A.M. Chaudière pod tytułem „Niewolnica”.

Szczerze mówiąc, byłam do niej bardzo negatywnie nastawiona. Z góry nastawiłam się, że mi się nie spodoba i przez kilkadziesiąt stron szukałam tylko powodów do czepiania się. Ale nim się obejrzałam książka zaczęła mnie wciągać. Zaczęłam być ciekawa dalszego rozwoju akcji i tego jak potoczy się życie głównej bohaterki.

Arina, bo to o niej mowa, jest zniewolonym magiem z rodu Veilleur. Została pojmana przez silnego i bezlitosnego maga Aszarte o imieniu Azarel. Początkowo jesteśmy świadkami istnych tortur stosowanych przez okrutnego Pana na bezbronnej dziewczynie. Z biegiem czasu dostrzegamy jak między nimi rodzi się zakazane uczucie, którego ciężko wytłumaczyć. Lecz z powodu chorej zazdrości – jak ma się przez chwilę wrażenie – wszystko w jednej chwili ulega zniszczeniu. Ale wówczas pojawia się Severio – gwardzista Akademii Morza Deszczów, który obraca życie Ariny o 180 stopni. Pytanie tylko, czy dziewczyna skorzysta z możliwości jakie daje jej, pełen sprzecznych uczuć, mężczyzna?

To co najbardziej uwielbiam to emocje. Kocham książki, które od nich aż kipią. Taka jest właśnie „Niewolnica”. Tu dobro miesza się ze złem, miłość z nienawiścią, czułość i opieka z zazdrością. Nawet Azarela ciężko byłoby mi znienawidzić mimo tego co potrafił zrobić.

Trochę obawiałam się aspektu niewolnictwa, jednakże  A.M. Chaudière bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Doskonale ukazała mechanizmy jakie zachodzą w umyśle osoby, która zostaje pojmana – jej przywiązanie do swojego pana, mimo cierpień jakie zadaje. Chwilami, czytając o tym, byłam w kompletnym szoku. Nawet moja wyobraźnia nie umiała ogarnąć co może się w takich przypadkach dziać z ludzką psychiką. Nie mam pojęcia, czy rzeczywiście jest podobnie, ale nawet jeśli nie, to podziwiam autorkę za tak dokładne rozwinięcie tej kwestii w książce. Ogromny plus, że nie potraktowała tego, tak naprawdę kluczowego, aspektu. Dodatkowo te, jakże odważne, połączenie niewolnictwa z miłością. Miłość do swojego kata, który traktuje nas jako swoją własność i robi z nami co chce… Ciężko uwierzyć, że coś takiego jest możliwe. Jednak nawet w normalnym życiu możemy dostrzec, że czasami dzieją się na świecie naprawdę dziwne czy niezrozumiałe rzeczy, które ciężko objąć rozumem.

Również zostałam mile zaskoczona scenami z elementami erotyki. Ich opisy były bardzo dobre, chociaż myślę, że jeszcze można byłoby nad nimi popracować. Jednakże, w porównaniu do niektórymi powieści erotycznymi, A.M. Chaudière wypada naprawdę dobrze.

Książka liczy sobie około 600 stron. Ale gdyby trochę zmienić jej, uciążliwy dla czytelnika, format – wyszłoby jakieś 400. Tekst jest niepotrzebnie rozciągnięty, a na około niego jeszcze mnóstwo wolnego pola. To powoduje, że książka jest ogromna i gruba, a przez to ciężka i nieporęczna.  Jeśli miałabym wymienić największy minus debiutu A.M. Chaudière, to właśnie brzmiałby tak. I pomyśleć, że to tak naprawdę nie z winy samej autorki – czasami wydawnictwo rządzi się tylko swoimi prawami, nie szanując zdania osoby z którą współpracują. Doszły mnie jednak słuchy, że Anna wyda „Niewolnicę” jeszcze raz, w zmienionym tytule i okładce (formacie też!), a do tego równocześnie z jej drugą częścią! Ogromnie się ucieszyłam z tej informacji. Nie mogę się doczekać, kiedy ponownie zanurzę się w historię o Arinie. Autorka wybrała naprawdę doskonały moment zakończenia książki – no może nie do końca dla czytelnika, który z niecierpliwością musi czekać co będzie dalej. A uwierzcie, nie ma opcji, żeby się tego samemu domyśleć.

Na zakończenie zdradzę wam czego tak usilnie starałam się uczepić. Mianowicie, drażniło mnie niemiłosiernie pewne słownictwo, które pojawiło się co jakiś czas. Miałam wrażenie, że A.M. Chaudière wpadło do głowy jakieś słowo i później wciskała je na przymus w zadania, żeby brzmiało bardziej… fantasy czy jakieś tamtejsze językowe zwyczaje? Nie mam pojęcia, ale miałam wrażenie, że zabieg ten wplatany był dosłownie na przymus. Jednym z najbardziej irytujących mnie słów było „tudzież”. Za każdym razem jak je widziałam, zadawałam sobie w głowie pytania „Ale o co chodzi? Znowu? Po co?”. I chociaż z kolejnym stronami nie zwracałam już tak na nie uwagę, to jednak nadal uważam, że są one co najmniej zbędne.

A.M. Chaudière jest idealnym przykładem na to, że polscy autorzy także potrafią pisać naprawdę dobre książki. „Niewolnica” jest wstrząsającą powieścią fantasy, którą warto poznać. Postać Ariny potwierdza to co możemy spotkać również w innych pozycjach – żeby się nigdy nie poddawać, a każdy upadek zamieniać w doświadczenie oraz siłę. Różnica polega na tym, że nie każda z nich zapada nam głęboko w pamięci czy w sercu. Myślę, że do historii niewolnicy czytelnicy powrócą pamięcią jeszcze nie raz. Szczególnie w trudnych sytuacjach, kiedy będą odnosić wrażenie, że ich cały świat runął w gruzach.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od A.M. Chaudière_Ann Kovska, a jeśli zakupisz książkę klikając jedną z opcji poniżej, ja otrzymam z tego niewielką prowizję:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *