_MG_1663aZa każdym razem kiedy stykam się na około mnie z postanowieniami noworocznymi innych osób, myślę sobie „a może w tym roku i ja stworzę taką listę?”. Jednak po dłuższym zastanowieniu się nad tym pomysłem, zawsze dochodzę do tego samego wniosku – to nie dla mnie. Jak dla innych stawienie sobie konkretnych postanowień staje się motywacją do działania, dla mnie wręcz odwrotnie. Nie znoszę działać pod wpływem presji, a taka lista we mnie wywołuje właśnie te uczucie – „spisałam sobie coś, postanowiłam, więc muszę to zrobić”. I to sprawia, że mi się odechciewa. To samo mam z nauką. Kocham się uczyć, ale jeśli mam się uczyć do egzaminów… to nagle przestaje mi to sprawiać przyjemność.

 

Mam ciągle aktualizowaną listę celów na całe swoje życie, bez podawania konkretnych terminów ich wykonania. Podobno to błąd, ale u mnie to naprawdę się sprawdza. Każdego roku mogę wykreślić kolejne cele, które udało mi się spełnić mimo, że ich nie skonkretyzowałam na papierze. Wystarczy, że mam w głowie wizualizację tego co chcę osiągnąć i to sprawia, że chce mi się działać. Powoli, małymi kroczkami, bez poczucia presji. Tak naturalnie, trochę spontanicznie. To sprawia, że sama podróż do realizacji danego celu staje się dla mnie niesamowitą przygodą!

 

A cele na całe swoje życie wypisuje systematycznie, nie czekam z tym na koniec roku. Można powiedzieć, że ja stawiam sobie postanowienia na bieżąco, sukcesywnie i od razu zaczynam nad nimi pracować. Wiem, że chcę zrobić wszystko, żeby obie sesje w tym roku akadmickim zaliczyć w pierwszym terminie. Mam w planach odbycie praktyk w wakacje. Ale nie traktuje tego jako postanowień noworocznych, bo mam to w głowie już od początku semestru. Chcę tez stanąć finansowo mocno na nogach po weselu, ale nad tym pracuje cały czas od.. wesela, a nie od 1 stycznia.

 

Staram się, aby z każdego dnia wycisnąć jak najwięcej. I kiedy mam na coś ochotę to po prostu to robię! Jeśli chcę gdzieś pojechać – to tam jadę, jeśli chcę czegoś spróbować – to próbuję. Rzadko kiedy potrzebuję do tego całego rozpisanego planu. Jeżeli chcę coś w sobie zmienić nie czekam ani do jutra, ani tym bardziej do końca roku. Nie czekam do nowego roku z porządkami, dbaniem o swój wygląd, czytaniem książek czy nauką. Dla mnie to strata czasu.

 

Jeśli ktoś z boku popatrzy na moje działania, może stwierdzić, że wszystko robię chaotycznie, ale jednak w końcowym rezultacie okazuje się, że zrobiłam to co zrobić chciałam. Nie u każdego to się sprawdzi, ale ja dla siebie lepszego rozwiązania nie widzę. Skrupulatne planowanie nie jest dla mnie. Lubię zrobić sobie zarys tego co chcę osiągnąć. Często wypisuje co muszę zrobić, o czym nie zapomnieć, ale to najczęściej też są chaotycznie wypisane myśli, często w postaci notatek na telefonie. Próbowałam stosować metody ludzi sukcesu dotyczące planowania, ale u mnie się to naprawdę nie sprawdziło. Taka już chyba moja natura.;) Może to dlatego, że ja dużo myślę. Ciągle, praktycznie bez przerwy. I nawet jak bym przelała myśli na kartkę, to i tak będę o tym myślała, a o kartce zapomnę.;)

 

Jak u innych stawianie konkretnych celów sprawia, że istnieje większe prawdopodobieństwo, że zostaną zrealizowane, tak ja prędzej osiągnę coś, co mam po prostu w głowie w ogólnym zarysie. Pewnie tracę sporo czasu przez to, ale moje spontaniczne działanie sprawia, że działam bardziej emocjonalnie, a emocje sprawiają, że jestem bardziej efektywna.

 

Tak samo u mnie nie sprawdza się pisanie pomysłów na kolejne posty, bo potem one gdzieś „giną”, zapominam o nich i tyle z tego jest. Jak mam jakiś pomysł to muszę od razu wszystko spisać co mam w głowie. Siedzieć nad tym tak długo, aż powstanie cały post. Podobnie w przypadku recenzji. Jeżeli od razu nie usiądę i nie napiszę recenzji to jest praktycznie stuprocentowa pewność, że potem będzie ona słabsza i będzie w niej o wiele mniej emocji.

 

O wiele bardziej sprawdza się u mnie prowadzenie  „Dziennika sukcesów”. Dzięki temu każdego dnia kontroluję, czy dałam z siebie wszystko, czy może bezsensownie przebimbałam cały dzień.

 

Nie potrzebuje czekać na nowy rok, aby wprowadzić w swoje życie zmian. Nie potrzebuje postanowień noworocznych, aby spełnić swoje marzenia i cele. Nieustannie żyje tak jak śpiewa Piotr Cugowski w piosence „Niepisane”.;) Po prostu jak zawsze będę chciała wycisnąć wszystko co się da z każdego dnia 2016 roku, pracować wytrwale i cierpliwie,  metodą małych kroczków spełniać swoje kolejne marzenia, korzystać z okazji, dać się życiu pozytywnie zaskoczyć i przeżyć to co mi NIEPISANE!;)

 

A jak jest u Was? Macie swoje postanowienia noworoczne? Czy może też ich nie potrzebujecie?

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *