_MG_6906a

Zawsze byłam marzycielką twardo stąpającą po ziemi. Niektórzy uważają to za sprzeczność, ale jednak taka jest prawda. Od dziecka uwielbiałam marzyć, ale nigdy nie poprzestawałam jedynie na wizualizacji swoich pragnień. Z natury bardzo dużo myślę. Czasami to dla mnie przekleństwo, ale dzięki temu też starałam się, aby każdy mój krok był przemyślany i ukierunkowany na realizację moich celów. Dążyłam do tego, żeby każda moja kolejna decyzja przybliżała mnie do spełnienia marzeń. Nie zawsze było to łatwe, nie raz popełniałam błędy, często przed mną pojawiały się kolejne kłody. Spotykałam się także z krytyką nawet bliskich mi ludzi. Tak naprawdę pojedyncze osoby we mnie wierzyły – w to, że dam radę.  Tak naprawdę musiałam znaleźć siłę przede wszystkim sama w sobie. Nauczyć się sama siebie motywować, powtarzać sobie „nie poddam się” i „na pewno mi się uda”. Nauczyłam się niezależności. Nauczyłam się polegać głównie tylko na sobie. I dzień w dzień rozwijałam swoje pasje, zainteresowania, zdobywałam wiedzę i…. szukałam „tego, co zwą pozornie szczęściem.”

_MG_6756a

Ale właśnie ciągle mi czegoś do tego szczęścia brakowało. Poszłam na wymarzone studia, na wymarzoną uczelnię w ukochanym mieście. Mam pracę, którą uwielbiam i z którą ciężko będzie mi się w przyszłości rozstać. Od ponad pół roku jestem mężatką, mam wspaniałych przyjaciół, rodzinę. Ktoś z boku mógłby powiedzieć – sielanka! Jednak jeśli chodzi o mnie… to ja jestem wymagająca. Nie mam zamiaru się tym kryć. Przede wszystkim jestem wymagająca jeśli chodzi o mnie, moje życie czy właśnie szczęście. Chcę czuć się spełniona w każdym aspekcie – zarówno w sferze zawodowej, uczuciowej i każdej innej. Chcę każdego dnia mieć ochotę wykrzyczeć całemu światu „kocham swoje życie!” I własnie do tego dążę. Dlatego długo zastanawiałam się czego mi brakowało…

_MG_6959a

O dziwo odpowiedź przyniósł alkohol. Niee, nie robiłam żadnych eksperymentów a’la Witkacy.;)  Od pewnego czasu bardzo chciałam spróbować whisky. Nigdy wcześniej albo nie miałam okazji… albo odwagi. A teraz poczułam, że to odpowiedni czas, że jestem gotowa. Ale obiecałam swojemu przyjacielowi, który jest miłośnikiem tegoż trunku, że pierwszy raz napiję się z nim. A jako, że On blisko nie mieszka, to sobie trochę poczekałam. Ale było warto! Marzenie spełnione, a do tego odkryłam, że tego właśnie mi trzeba! Nieee, nie alkoholu, nie bójcie się!;) Brakuje mi pierwszych razów. Próbowania czegoś nowego, zdobywana się na odwagę, żeby zrobić coś czego wcześniej sobie odmawiałam tylko ze strachu, albo z… lenistwa (tak, mi też się zdarza zabijać czas, a potem mieć przez to wyrzuty sumienia;)). Tak, to było to! Skupiałam się zawsze na tych największych marzeniach, a te drobnostki odkładałam na wieczne jutro. Jeśli też tak robisz to w tej chwili przestań! Koniec ze strachem, z lenistwem czy z czymkolwiek podobnym! Zacznij żyć, korzystać z tego co daje nam świat! Małe marzenia są równie ważne jak te największe! Nie zapominaj o tym!

_MG_6953a

Od tamtej pory zaczęłam sobie w zeszycie z moimi celami zapisywać też te malutkie pragnienia. Ale co ważniejsze zaczęłam do razu je realizować! Wreszcie po 4 latach planowania wybrałam się do parku Moczydło czy do Lasku Bródnowskiego. Po jakiś 5 latach wreszcie zdobyłam się na odwagę, aby drugi raz w życiu iść na łyżwy. Wtedy trzymałam się praktycznie tylko bandy i się nie ruszałam, więc tak naprawdę dopiero w tym roku był mój pierwszy raz.;) Poszłam także w końcu z Pawłem na basen i skończyłam wmawiać sobie, że „ja nigdy nie nauczę się pływać” i…. oczywiście zaczęło mi iść coraz lepiej! Jeśli już wspomniałam o alkoholu… to przyznam się, że później spróbowałam jeszcze pierwszy raz tequily złotej i srebrnej i  margarity wiśniowej. Od czasu do czasu taka degustacja też jest świetna!;) Szczególnie, że to z okazji zdanej całej sesji w pierwszym (i zerówkowym) terminie!;) Zaczęłam też z Pawłem jeździć do Sklepu Biegacza i brać udział w organizowanych przez nich biegach (moje drugie w życiu, a pierwsze w tym roku 10 km i to w profesjonalnych butach dla biegaczy marki Mizuno! I był postęp bo za pierwszym razem więcej szłam niż biegłam, a teraz odwrotnie!). Dzięki temu zrodził się we mnie nowy cel – w przyszłym roku chcę wziąć udział w Półmaratonie Warszawskim, więc już teraz powoli zaczynam się do tego przygotowywać. W między czasie chcę brać udział w różnych zorganizowanych biegach i marszobiegach na krótszych dystansach. To są takie małe marzenia, ale dają mi tyle powera, że aż w głowie mi się to nie mieści! Mam teraz większą motywację do treningów, a po każdym biegu czuję, że mogę góry przenosić… czyli spełniać kolejne marzenia!

12386681_955498087820775_1656812748_n

Czemu skupiałam się tylko na większych marzeniach kosztem małych? W dzieciństwie musiałam sobie wielu rzeczy odmawiać. Nie chciałam naciągać rodziców na swoje zachcianki, kiedy mieli poważniejsze wydatki na głowie. Ale wtedy też postanowiłam, że jak się usamodzielnię to pieniądze nigdy nie będą mnie ograniczać (Ale nie chodzi tu o szastanie pieniędzmi bez pomyślunku!) . I zdałam sobie teraz sprawę, że właśnie ten etap mojego życia właśnie się na dobrą sprawę rozpoczął. Czas kiedy mogę te zachcianki z dzieciństwa wreszcie spełnić! Tym bardziej, że Warszawa (a nawet i cały świat) daje mi takie możliwości, że wiele z nich mogę zrealizować naprawdę niskimi kosztami. Teraz o nich wiem, więc tak naprawdę grzechem byłoby z tego wszystkiego nie korzystać!  Nigdy w życiu nie wegetowałam, ale bardziej żyłam „długodystansowo”. Skupiałam się przede wszystkim na studiach, na planowaniu kupna mieszkania, samochodu czy zagranicznych podróży, na które potrzeba więcej funduszy. A przez to zaczęłam zapominać, że przecież mam mniejsze marzenia, które mogę spełnić choćby dziś. Tak więc czas, aby zacząć żyć każdym dniem, każdą chwilą z osobna (nie zaniedbując planów długodystansowych!)! Takie trochę… carpe diem!;)

 

A Ty nie odkładasz już małych marzeń na jutro? Przyznaj się – spełniłeś dziś chociaż jedno z nich?;)

 

12 komentarzy

    1. To prawda! :) Szkoda mi ludzi, którzy zajmują się czymś tylko dlatego, że rodzice się tym zajmują i niczego innego nie próbują. W ten sposób nie ciężko o sytuację, kiedy takie osoby nie poznają tak naprawdę samych siebie.

  1. Poruszasz bardzo ważny temat. Właściwie to czułam się, jakby ten wpis był o mnie. :) Też tak mam – może da się już powiedzieć, że miałam – że małe rzeczy odkładałam na później. Od jakiegoś czasu zaczęłam sobie jednak pozwalać na więcej małych przyjemności i okazało się, że to właśnie te rzeczy zapamiętuję najlepiej. Rzadko myślimy o realizacji dużych marzeń, bo w naturalny sposób one budują nasze życie – studia, praca, związek… To wszystko jest czymś stałym, co wpływa na nasz codzienny dobrostan. Ale takie malutkie momenty spełnionego szczęścia są tym, co po latach przychodzi nam do głowy. Nocny spacer po ukochanym mieście, wschód słońca oglądany nad morzem, prawdziwe francuskie wino, którego próbujemy na wakacjach…

    1. Między innymi ta zmiana toku myślenia o której piszę w tym poście pomogła mi zwalczyć nerwicę. Dzięki temu powstał cykl Kolorując Codzienność, gdzie opisuje takie drobnostki oraz małe spełnione marzenia, które łącznie sprawiają, że mamy siłę przetrwać trudniejsze chwile, ubarwić swoje życie, a także na moment przystanąć i cieszyć się chwilą. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *