Hanna Greń – Popielate laleczki
Niedługo po zakończeniu lektury książki „Cynamonowe dziewczyny” autorstwa Hanny Greń, zabrałam się za kolejną pozycję napisaną przez wspomnianą pisarkę. Tym razem w moje ręce trafiły „Popielate laleczki”, które również należą do cyklu „W Trójkącie Beskidzkim”.
Wszystko zaczyna się od pewnego e-maila, które otrzymała Astrida Szymanowska, a który został odczytany przez jej córkę – Beatę, zwaną przez znajome osoby – Tulą. Wiadomość pochodziła od szantażysty, który za odpowiednią zapłatą obiecywał milczenie na temat czegoś, co wydarzyło się w przeszłości. Dwudziestoletnia dziewczyna chcąc chronić swoją matkę, postanawia wziąć sprawę w swoje ręce. Podając się za swoją rodzicielkę umawia się na spotkanie, które zamierza nagrać, a następnie wykorzystać w celu zastraszenia mężczyzny, że zostanie ono upublicznione, jeśli nie da Aście spokoju. Jednak zupełnie nie spodziewała się tego, że w umówionym miejscu odnajdzie go, ale… martwego.
Trzy lata później sytuacja się powtarza, lecz wówczas do akcji wkracza aspirant Mirosław Ostaniec wraz z komendantem Konradem Procnerem. Jednak Tula również nie odpuszcza i stara się odnaleźć zabójcę. W końcu zaczyna podejrzewać pewną osobę, jednak postanawia nie dzielić się z policją swoimi przypuszczeniami…
Zaskakująca!
W przypadku piątego tomu czytelnik aż do samego końca nie dowiaduje się kim jest zabójca. Może próbować się domyślić kim on jest, ale ostrzegam – nie jest to proste zadanie. Autorka potrafi porządnie namotać w głowie i wyprowadzić w przysłowiowe pole. Przyznam szczerze, że mimo całkowitego skupienia się na fabule i jej szczegółach, zakończenie bardzo mnie zaskoczyło. Przez chwilę zastanawiałam się, czy autorka nie za bardzo „popłynęła” i czy taki zbieg okoliczności nie jest zbyt odrealniony, ale z biegiem czasu myślę, że Hanna Greń miała świetny pomysł, żeby połączyć wszystkie „wątki” ze sobą w taki sposób. Nie chcę Wam zbyt dużo zdradzać, więc już na ten temat milczę! ;)
I tym razem lektura książki była przyjemna ze względu na prosty język jakim posługuje się autorka, jak również z powodu wciągającej akcji, której towarzyszy wciąż narastające napięcie. Absorbujące są także poboczne wątki obyczajowe – w szczególności te poruszające kwestię zaufania w małżeństwie oraz relacji matka-córka. Czytelnik ma także sposobność spotkać się bohaterami znanymi z poprzednich części cyklu – między innymi z Danielem Laszczakiem oraz żoną Konrada Procnera, czyli Petrą.
Książka pod tytułem „Popielate laleczki” spełniła moje oczekiwania i z chęcią sięgnę po pozostałe, nieprzeczytane jeszcze przeze mnie trzy części cyklu „W Trójkącie Beskidzkim”. I wam również polecam lekturę książek Hanny Greń. W moim odczuciu są świetnym wyborem na jesienne i zimowe wieczory.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Replika, a jeśli zakupisz książkę klikając jedną z opcji poniżej, ja otrzymam z tego niewielką prowizję:
Cieszę się, że książka tak Ci się spodobała, bo mam na nią ogromną ochotę :D
Jeśli będziesz chciała, to Ci ją pożyczę jak się spotkamy. :)
Zapowiada się naprawdę intersująca lektura. Będę musiała ją kupić.
Daj potem znać jakie są Twoje odczucia względem tej książki. :)
Nigdy nie miałam okazji zerknąć na ten cykl, a chyba powinnam. Dzięki za polecenie! :)
Nie przepadam za takimi klimatami w literaturze.