Przeglądając program tegorocznych Warszawskich Targów Książki zdałam sobie sprawę, jak zmienił się mój stosunek do nich. Pamiętam jak nie mogłam się kompletnie odnaleźć na nich za pierwszym razem. Wtedy jeszcze po raz ostatni odbywały się w Pałacu Kultury i Nauki. Czułam po nich ogromny niedosyt i wiedziałam, że za rok również muszę się na nie wybrać. I drugi raz to było dla mnie istne szaleństwo – chciałam być wówczas wszędzie – na każdym stoisku i u każdego autora. Pracowałam wtedy na stoisku z książkami, więc byłam na bieżąco ze wszystkim, a co za tym idzie, kojarzyłam mnóstwo pisarzy. Kolejne edycje były już „spokojniejsze”. (Edycja 2014, Edycja 2015 i 2016) Wiedziałam czego mogę się spodziewać oraz na ile może starczyć mi czasu. Mój udział w Targach zaczął być po tych latach trochę schematyczny.
W tym roku nawet nie musiałam przygotowywać sobie żadnego planu działania. A kierując swoje kroki na stadion poczułam, że idę tam tak naprawdę jedynie z sentymentu. Nie było już tego „wow” jak przy pierwszych dla mnie edycjach. Cieszyłam się, że znowu się tam znajdę. Żałowałabym, gdyby było inaczej. Jednak czułam, że jednak coś jest nie tak. Zgasł mój zapał oraz taka szczera radość z samego przebywania na stadionie w tym czasie. Dodatkowo sobotnie wydarzenia wywołały we mnie myśli, że może czas zrezygnować i odpuścić. Ale po kolei…
Bodajże od edycji 2013 brałam udział w konkursie organizowanym przez portal Granice.pl. Tak naprawdę to był mój główny cel każdych Targów. I to nie wcale ze względu na nagrody! One były takim miłym dodatkiem. Chodziło o atmosferę. Konkurs polegał na szukaniu odpowiedzi na pytania zawarte na kartce. Trzeba było je znaleźć na stoiskach innych wydawnictw. Latanie po całym stadionie i walka z czasem to były już nieodłączne elementy każdej edycji! A potem spotkanie o wyznaczonej godzinie na stoisku portalu granice.pl w praktycznie od lat w niezmienionym składzie wytrwałych poszukiwaczy. Po tylu latach stało się to takim spotkaniem starych znajomych. Dlatego w tym roku również swoje pierwsze kroki skierowałam własnie tam…. i się okazało, że Ich stoiska brak. Nie ukrywam, że poczułam zawód. Jednakże później dowiedziałam się o szczęśliwej nowinie, że pani z Granice.pl urodziła! Gratuluję z całego serca!<3
A o tym dowiedziałam się przy kolejnym celu moich targów, a mianowicie Wymianie z Półki na Półkę organizowanym przez portal Lubimy Czytać. Niestety i tutaj okazało się, że było ciut gorzej niż w poprzednich latach. Zawsze było więcej rozstawionych stołów, dzięki czemu łatwiej ludziom było szukać interesujących dla siebie pozycji. A tak to zrobił się wielki tłum wokół jednego stołu. Miałam również wrażenie, że wybór zawsze był większy i lepszy jakościowo. Ciężko było mi znaleźć coś dla siebie. W końcu z pomocą Asi z Listem Poleconym znalazłam w miarę ciekawe książki. A nawet mojej współtowarzyszce udało się znaleźć jedną perełkę! Tak w ogóle to zerknijcie na Jej faceebooka i poczytajcie o świetniej inicjatywie jaką stara się wypromować. Jeżeli zamierzacie komuś oddać, sprzedać bądź podarować książki, to akcja Asi jest właśnie dla Was! :)
Następną moją już tradycją jest wizyta na stoisku wydawnictwa Filia i odwiedzenie tam Magdaleny Witkiewicz, która jest jedną z moich ulubionych polskich autorek. W tym roku także poszłam się przywitać, zamienić kilka słów i zrobić pamiątkowe zdjęcie. Niestety przez narzucony przez siebie zakaz kupowania książek jestem mocno do tyłu z najnowszymi pozycjami, które wydała. Tym bardziej, że jedyne, co ostatnio czytam to podręczniki prawnicze czy kodeksy. Ale coś czuję, że niedługo jednak uzupełnię swoją biblioteczkę o jej dzieła, jako że i moja teściowa zaczęła się nimi zachwycać. A ja wcale się nie dziwię! Magda jest mistrzem pióra i… szczęśliwych zakończeń! :)
Stojąc do niej w kolejce poczułam się już niesamowicie głodna, a dodatkowo bolała mnie głowa od gorąca, tłumu oraz ścisku. Dlatego zdecydowaliśmy wyjść ze Stadionu w celu pójścia do pizzerii Renesans, w której jedliśmy pyszną tropikalną pizzę w ubiegłym roku. Zdążyliśmy złożyć zamówienie i… zaczęła mi lecieć krew z nosa. Myślałam, że za chwilę mi przejdzie. Jednak tak dobrze nie było. Nigdy wcześniej nie miałam sytuacji, żeby trwało to aż 20 minut! Siedziałam z ręcznikami na karku i czole, a ona nie chciała przestać lecieć. Obsługa już chciała dzwonić po pogotowie, ale na szczęście w końcu się uspokoiło. Ale w tym momencie targi się dla mnie skończyły. Marzyłam tylko o wskoczeniu do łóżka. Dodatkowo nie miałam żadnej bluzki na zmianie, a ta, którą miałam, była w opłakanym stanie. Mimo wysokiej temperatury założyłam na siebie sweterek Asi. Po zjedzeniu trochę lepiej się poczułam, więc zgodnie z wcześniejszym planem poszliśmy na chwilę na stoisko Egmontu, aby kupić jedną część „Tytusa, Romka i A’ Tomka”. Przy okazji Asia jeszcze kupiła sobie kilka komiksów i poszła na stoisko do dziewczyn, które pakowały w oryginalny jak dla mnie sposób. Potem pojechaliśmy już do domu.
Następnego dnia czułam się lepiej i nie było już takiego tłumu, więc obyło się bez nieprzyjemnych przygód. Rano poszliśmy dokupić jednak jeszcze jedną część „Tytusa, Romka i A’ Tomka” w ramach prezentu dla pewnej bliskiej mi osoby. Po dokonaniu zakupu skierowaliśmy swoje kroki na stoisko Prószyński i S-ka, gdzie był już Pan Henryk Chmielewski. Kolejka była naprawdę spora, więc czuliśmy, że raczej nie ma szans, abyśmy dotarli do pisarza. W pewnym momencie podszedł nawet ktoś ze stoiska – chyba właściciel, że nie ma szans. Poszłam więc zrobić zdjęcie z daleka, z drugiej strony, na pamiątkę. Potem poszedł mój brat, żeby zobaczyć Papcio Chmiela. Zdziwiłam się, kiedy wrócił i powiedział, że jest tam taki tłum, że aż szkoda słów. Kiedy poszłam tam drugi raz, już w momencie, kiedy autor miał kończyć podpisywanie, doznałam szoku z powodu zachowania ludzi! Już za pierwszym razem organizatorzy prosili o odsunięcie się o kilka kroków, żeby było czym oddychać. A za drugim razem, gdy ludzie dowiedzieli się, że czas na podpisywanie się skończył, zaczęli podchodzić bez kolejki i wręcz na niego napierać! Istne wariatkowo! Chciałam dostać się do tego samego mężczyzny, co poszedł do nas wcześniej, z pytaniem czy można uzyskać pieczątkę na książce, którą przybijała pani obsługująca stoisko. Kiedy mi się wreszcie udało i uzyskałam odpowiedź twierdzącą to wyobraźcie sobie, że nie mogłam do niej dotrzeć, bo ludzie tak się pchali wciąż do autora! Zostałam zablokowana przy stoliku Papcia Chmiela w taki sposób, że ani nie mogłam się wycofać ani iść dalej! W tym momencie ciężko mi się oddychało, a co dopiero 94-letniemu panu Henrykowi!? Tak było mi go szkoda! Widać było smutek w jego oczach i ubolewanie, że nie jest w stanie przyjąć wszystkich. Zaczął rozdawać nam małe zdjęcia z autografami, ale przy tym ludzie również zachowywali się jak dzicz. W końcu ten sam mężczyzna się zdenerwował całkowicie i powiedział, że jak ludzie się zachować nie potrafią to dłużej pan Henryk siedzieć nie będzie. Zabrał autorowi te zdjęcia, zostawił je na stoliku, a pisarza zabrał w bezpieczne miejsce. Oczywiście ludzie się na nie rzucili, a ja nadal nie mogłam dotrzeć do pani z pieczątkami. W końcu ona podeszła do stolika. A mi udało się w końcu wydostać, bo okazało się, że ochrona wkroczyła do akcji i kiedy się odwróciłam zobaczyłam pana ochroniarza oddzielającego mnie wreszcie od napierającego tłumu. Wyobrażacie sobie, co tam musiało się dziać, że aż ochrona musiała zainterweniować? W poprzednich latach widziałam równie długie kolejki do Papcia Chmiela, ale nie spodziewałam się, że ma tam miejsce taki cyrk. Gdybym wiedziała, to od razu bym odpuściła i co najwyżej kilka minut po zakończeniu podeszłabym tylko po same pieczątki. Zastanawiam się czy Wydawnictwo, jeżeli pan Henryk chce brać udział w Targach, nie powinno wprowadzić limitu osób, a po jego wyczerpaniu zamknąć kolejkę, bo zwyczajnie szkoda Papcia Chmiela i jego zdrowia! Chociaż nie zamieniłam z nim ani słowa to widać było, że to naprawdę cudowny człowiek. Mam do niego przeogromny szacunek! Niech żyje jak najdłużej!
Po ochłonięciu poszliśmy na stoiska z mangą. Chciałam zrobić Pawłowi prezent i kupić chociaż ze dwie brakujące mu części Naruto. Moi współtowarzysze też znaleźli tam interesujące dla siebie rzeczy. Przy okazji ponownie poszliśmy do utalentowanych dziewczyn ze stoiska z darmowym pakowaniem książek. Wciąż zachwycam się sposobem, w jaki zapakowały mi mangę dla Pawła!:)
Po tym mieliśmy jakieś dwie godziny na spokojne zwiedzanie stoisk. To był raj dla Asi, która miała ochotę wykupić wszystkie książki. Po drodze skusiliśmy się na lody od Merlin.pl oraz Boże Krówki. Takie małe grzeszki! ;) Odwiedziliśmy też Olę Bogusz i Macieja Margasa z Warsaw Gift Shop. Widzieliśmy się z nimi już w sobotę w trakcie poszukiwań stoiska portalu Granice.pl. Obiecałam im wówczas odwiedziny w późniejszych godzinach, jednak sytuacja z restauracji pokrzyżowała mi te plany. Uwielbiam zdjęcia wykonane przez tę dwójkę, a z ich stoiska gdybym mogła to wykupiłabym wszystko! Niestety tym razem w moje ręce trafił magnes na lodówkę za 5 zł, chociaż rozważałam kupno podświetlanego obrazu za 400 zł…. Mała różnica, prawda? :D A tak szczerze, to chyba skusze się na poduszkę, ale wtedy nie mieli już wszystkich wzorów, więc przełożyłam zakup na następny raz.:)
Przy okazji buszowania po stoiskach poznaliśmy blogerkę Iwonę Dziurę, która wydała książkę. Przeprowadziliśmy krótką, ale ciekawą i niezwykle inspirującą rozmowę. Niestety musieliśmy zmykać dalej, bo zostało nam już niedużo czasu do wyczekiwanego przeze mnie spotkania z Martą Hennig z bloga Codziennie Fit!
Stwierdziliśmy, że wszystko co chcieliśmy to już zobaczyliśmy. W związku z tym skierowaliśmy już swoje kroki w stronę wyjścia. Obeszliśmy jeszcze stoiska z tanią książką znajdujące się na zewnątrz. Udało mi się tam kupić jedną pozycję dla swojej ukochanej chrześnicy. Następnie poszliśmy odpocząć na plażę pod Mostem Poniatowskiego. Potem zrobiliśmy jeszcze zakupy i wróciliśmy do mieszkania. Ale na tym postu nie skończę, ponieważ można powiedzieć, że przedłużyłam sobie targi o jeden dzień. ;)
W poniedziałkowe przedpołudnie wybrałam się do mojego ukochanego warszawskiego wieżowca, którym jest Spektrum Tower (kolejne marzenie spełnione!). W CityFit, które ma tam siedzibę, miała się odbyć premiera książki… oczywiście „Codziennie Fit”! Spotkanie rozpoczęło się wywiadem, który przeprowadziła z Martą pani z wydawnictwa Publicat. Następnie Marta poprowadziła z nami warsztaty na temat szkodliwości pozycji siedzącej i jak zapobiegać jej negatywnym skutkom. Podzieliła się z nami wieloma ciekawymi informacjami, chociażby tym, że zamiast rollera można używać nawet piłeczki tenisowej! Dowiedziałam się także o kilku przydatnych ćwiczeniach, które już wprowadziłam do swojej codzienności. Jestem ogromnie wdzięczna Marcie i wydawnictwu Publicat, że mogłam się tam znaleźć!:)
Nie jestem rozczarowana tegorocznymi targami. Spędziłam naprawdę miło czas w świetnym towarzystwie. Chociaż wciąż ubolewam, że w tym roku nie mogli być ze mną Aneta i mój Paweł. Mam nadzieję, że za rok uda im się wybrać tam razem ze mną. Tak, raczej z nich nie zrezygnuję, bo zapewne żałowałabym, gdybym to zrobiła. Tym bardziej, jeśli za rok Aneta będzie miała możliwość się na nie wybrać. A kto ma jej to wszystko pokazać jak nie ja?;D Tak więc prawdopodobnie widzimy się ponownie za rok! Mam tylko nadzieję, że już bez rozlewu krwi!;)
Gdyby nie praca to bym była na tegorocznych targach… I trochę żałuje, że się nie udało. Ale za rok muszę być na pewno! I wcześniej wezmę wolne. Może nie robią takiego WOW, ale to całkiem miłe wydarzenie. Tak mi się wydaje, bo przecież nigdy nie byłam…
Bardzo się cieszę, że Ci się podobało – zarówno na Targach jak i na spotkaniu prasowym! Dziękuję za przyjście i do następnego razu :) Buziaki!
Ja również odwiedziłam tegoroczne targi i żałowałam, że mogłam być na nich tylko w niedzielę. Jednak ja się nie zawiodłam. Uwielbiam ich klimat i to, że odbywają się na stadionie narodowym. U mnie zawsze jest trochę mniejsza gonitwa, bo nie nastawiam się na spotkania z autorami. De facto ja od dwóch lat szukam tylko książek dla mojego synka i wydaję na nie fortunę. Swoją własną relację z Targów zamieściłam też u siebie na blogu :)
Haha, no widzisz! :D A ja wlasnie odwrotnie – mało na targach kupuje. Bardziej czatuję na wymiany i konkursy. :D
Nie byłam jeszcze na takich targach, cieszę się , że mogłam o nich chociaż poczytać. Trochę przeraził mnie tłum o którym piszesz i mnie zniechęca.
Jeśli przerazil Cie tlum to wybierz sie w czwartek albo w piatek. Wtedy nie ma tak duzo osob. :)
Świetnie, że udało Ci się złapać Martę na targach. Wiesz, że ja też byłem, wtedy na treningu Marty na AWFie? :-D
Dopiero tutaj trafiłam! Serdecznie dziękuję za miłą wzmiankę o mnie oraz zdjęcie. Pozdrawiam:)