Luke Allnutt – Niebo na własność

Gdy w naszym życiu wydarzy się tragedia, często nie poznajemy samych siebie. Nasze zachowania nie są racjonalne, decydujemy się na kroki – nierzadko absurdalne, o które sami byśmy siebie nie podejrzewali. Nasze zachowanie może nawet sprawić, że to, co wydawało się niezniszczalne ulega kompletnej destrukcji. W takiej sytuacji znalazła się rodzina Coates. Anna i Rob, mimo całkowicie innych osobowości, tworzyli zgodną, kochającą się parę. Byli ogromnie przeszczęśliwi, kiedy po kilku nieudanych próbach, wreszcie na świecie pojawiło się ich upragnione dziecko – syn Jack. Jednak ich sielanka trwała jedynie kilka lat – u małego chłopca wykryto raka mózgu. Beztroskie i harmonijne życie małżeństwa z dnia na dzień stało się walką o życie ich ukochanego potomka.

Jednakże walka, która powinna ich do siebie przybliżyć, w praktyce sprawiła, że stali się dla siebie obcymi ludźmi. Różnice charakteru, które wcześniej przyciągaly ich do siebie, teraz odnosily odwrotny skutek. Anna i Rob zaczęli się od siebie oddalać. Odmienne poglądy na temat leczenia Jacka coraz bardziej ich poróżniały. Nie było w nich nawet szczypty empatii. Podejmowane przez nich decyzje były egoistyczne, uważając swoją rację za właściwszą. Nie potrafili słuchać siebie nawzajem i szczerze rozmawiać, chociaż wcześniej nie stanowiło to dla nich najmniejszego problemu.

Mialam spore oczekiwania w stosunku do książki „Niebo na właśność” autorstwa Luke Allnutt. Spotkałam się z wieloma opiniami, że wywouje w czytelniku lawinę emocji oraz morze łez. Szczerze? Chociaż historia rodziny Coates jest okrutna i wywołująca w człowieku poczucie niesprawiedliwości, to może podczas dwóch, maksymalnie trzech momentów miałam lekko zacisnięte gardło i zakręciła mi się łezka w oku. A zaznaczę, że jestem osobą mocno emocjonalną, która łatwo się wzrusza.

Prawdopodobnie sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby autor skupił się bardziej na relacji chore dziecko i rodzice, zamiast mąż – żona. Brakowało mi możliwość nawiązania relacji między czytelnikiem a samym chłopcem. Autor skupił się na cierpieniu małżeństwa, a Jack często był tylko tłem słownych przepychanek swoich rodziców, co do metod jego leczenia. Wiele stron poświęconych zostało ich odczuciom w stosunku do wiadomości, które otrzymywali od lekarzy albo innych ludzi. Owszem, książka skłania do reflekcji nad tym, że życie jest ulotne i warto skupić się na celebrowaniu każdej chwili, jednak jak dla mnie zdecydowanie za mało było w tej historii emocji i samego Jacka.

Z całej książki najbardziej zainteresował mnie wątek fotograficzny. Pasja do zdjęć, którą zaraził Rob swojego syna, bardzo mi się spodobała. Stworzyłam sobie też listę odwiedzanych przez nich punktów widokowych w Anglii. Uwielbiam takie miejsca i mam nadzieję, że kiedyś się do nich wybiorę.

Chociaż książka „Niebo na własność” dotyka trudnego tematu, za sprawą lekkiego pióra Luke’a Allnutta czyta się bardzo szybko. Jednakże mimo poruszającej historii o tragicznej stracie, upadku i podnoszeniu sie z kolan, w moim odczuciu równie szybko się ją zapomina. Przed wszystkim zabrakło intensywniejszych i mocniejczych emocji i umożliwenia czytelnikowi nawiązania głębszej więzi z bohaterami, a w szczególności z chorym na raka mózgu Jackiem.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Otwartego, a jeśli zakupisz książkę klikając jedną z opcji poniżej, ja otrzymam z tego niewielką prowizję:

9 komentarzy

  1. Jestem ciekawa tej książki, gdyż czytam różne opinie ale większość z nich jest polecająca oraz mówiąca o tym ze ściska ona za gardło. Jestem ciekawa jak podziała ona na mnie tym bardziej ze sama mam córkę chociaż trochę młodszą od chłopca z tej książki. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *