Kurt Vonnegut – Rzeźnia numer pięć
Kurt Vonnegut już od jakiegoś czasu intrygował mnie swoją nietuzinkową osobą. Aczkolwiek powstała we mnie jakaś bariera sprawiająca negatywne nastawienie do jego książek. Być może to za sprawą tego czarnego humoru o którym wszyscy na około mi mówili? A nóż by mi nie podpasował i bym tylko się denerwowała podczas lektury? Jednak stwierdziłam w końcu, że nie ma co polemizować i myśleć czy mi się jego dzieła spodobają czy nie, lecz wreszcie po jakąś jego pozycję po prostu sięgnąć! I w taki o to sposób w moje ręce trafiła „Rzeźnia numer pięć”.
Pierwsze co zaciekawiło mnie w tej pozycji to tytuł, który w pełni brzmi „Rzeźnia numer pięć. Czyli krucjata dziecięca, czyli obowiązkowy taniec ze śmiercią”. Na szczęście autor wszystko wyjaśnił w odpowiednim momencie, a jego objaśnienie w pełni mnie usatysfakcjonowało.
A czarny humor, który mnie tak niepokoił? Pojawił się, to oczywiste. Ale co ważniejsze, przynajmniej dla mnie, bardzo mi się spodobał! Wręcz pokochałam jego poczucie humoru. Jeśli również takowe będzie w innych jego dzieła, to będę naprawdę zadowolona! Teraz już rozumiem czemu Kurt Vonnegut nazywany jest mistrzem czarnego humoru. Zasługuje na to miano jak nikt inny!
„Zdarza się.”
Książka „Rzeźnia, numer pięć” zainteresowała mnie przede wszystkim nawiązaniem do historii. Kurt Vonnegut w swoim dziele opowiada o straszliwym bombardowaniu Drezna w takcie drugiej wojny światowej. Sam autor, Amerykanin niemieckiego pochodzenia, walczył wówczas z Niemcami i wzięty do niewoli przeżył to przerażające wydarzenie.
Głównym bohaterem jego dzieła jest Billy Pilgrim, amerykański żołnierz, który został schwytany przez Niemców podczas ofensywy w Ardenach w 1944 roku i trafił do obozu jenieckiego. Po pewnym czasie Billy`ego przeniesiono do Drezna, gdzie przetrzymywano go w tytułowej rzeźni. Przeżył bombardowanie miasta dzięki ukrywaniu się w podziemnej chłodni wraz z nieliczną grupką żołnierzy i więźniów.
„Po masakrze powinna zapanować wielka cisza i rzeczywiście jest cisza, którą naruszają tylko ptaki. A co mówią ptaki? To co można powiedzieć na temat masakry: „It – it?”
Billy Pilgrim jest postacią fascynującą i niezwykle sympatyczną. Odniosłam chwilami wrażenie, że nie należy do zbyt inteligentnych osób, jednak miał coś w sobie, co nie pozwalało przejść przy nim obojętnie, bądź go zostawić na pastwę losu. Warto też wspomnieć o jego zdolnościach podróżowanie w czasie. To nic, że jedni mu nie wierzyli, a drudzy wyśmiewali. On i tak chodził go gazet, radia czy telewizji by o swoich wędrówkach opowiedzieć wszystkim ludziom na świecie. A uwierzcie, jego historie są naprawdę fantastyczne! Jakkolwiek to brzmi.;) Trzeba również wspomnieć, że to właśnie dzięki teoriom Billy`ego książka nie jest tak przygnębiająca i smutna jak sugeruje tematyka.
Bardzo mi się podobał zabieg autora, który w pewnych sytuacjach umieszczał swoją osobę w książce. Opisując jakieś zdarzenie zaznaczał „to byłem ja.” W tym momencie mogłam bardziej sobie wyobrazić Kurta Vonneguta przebywającego na wojnie. Jak się zachowywał, jaki był…
Po lekturze mojej pierwszej książki Kurta Vonneguta, stwierdzam bez zastanowienia, iż na tej jednej pozycji się na pewno nie skończy. Autor zdobył moje serce swoją mądrością, pomysłowością, językiem literackim, no i oczywiście wspomnianym już wcześniej czarnym humorem. Myślę, że ta antywojenna satyra spodoba się i zaciekawi ogromne grono czytelników. Nie ważne jaki uwielbiasz gatunek literacki, ani to, że nie przepadasz za historią. W tej książce każdy znajdzie coś dla siebie, a przy tym wiele może się nauczyć. Zarówno o bombardowaniu w Dreznie, drugiej wojny światowej, jak i o zachowaniu naszego gatunku i żałośnie śmiesznych motywach, które często nami niestety kierują.
Gorąco polecam!
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Albatros, a jeśli zakupisz książkę klikając jedną z opcji poniżej, ja otrzymam z tego niewielką prowizję:
Za „Rzeźnię numer pięć” zabieram się już od jakiegoś czasu, ale zawsze wychodzi na to, że sięgam po inną książkę. Bo wydaje mi się, że to ww. trzeba mieć specjalny nastrój. Ale widzę, że to jednak nie jest potrzebne, że „Rzeźnię numer pięć” można przeczytać ot tak, po prostu :)
Mam dokładnie tak samo! Już chyba od dwóch lat planuję lekturę tej książki i jakoś zawsze czytam coś innego! Muszę się w końcu zmobilizować :)