Mia Marlowe, Dotyk łajdaka

Pierwszy tom sagi erotycznej „Dotyk” zachwycił mnie faktycznie jedynie pierwszym rozdziałem. Każdy następny coraz bardziej ostudzał mój zapał do zapoznania się z kolejnymi częściami serii, dlatego było mi wyjątkowo ciężko zabrać się za lekturę „Dotyku łajdaka”. Obawiałam się, że Mia Marlowe kolejny raz mnie zawiedzie. Ale jako, że nie lubię nie kończyć czegoś co zaczęłam, zaraz na początku roku postanowiłam wreszcie „uporać się” z tą pozycją.

Tak jak się spodziewałam – pierwsze strony to była dla mnie istna męczarnia. Negatywne nastawienie do książki niestety nie powala na czerpanie przyjemności i radości z czynności jaką jest czytanie. Na szczęście okazało się, że dwie pierwsze części serii „Dotyk” zadziały na mnie wprost kontrastowo. Jak przy „Dotyku złodziejki” spodobał mi się początek, a reszta mnie nie zachwyciła, tak przy „Dotyku łajdaka” początek mnie w najmniejszym stopniu nie porwał, natomiast z każdym następnym rozdziałem Mia Marlowe porywała jednocześnie moje serce. Tak, kontynuacja serii jest zdecydowane lepsza od swej poprzedniki. Czyżby Mia Marlowe z każdym tomem coraz lepiej pisała i nad trzecim tomem będę się wręcz rozpływała? ;)

Byłam pewna, że „Dotyk łajdaka” to zupełnie inna historia, która nie ma nic wspólnego z poprzednią częścią serii. Jest w tym szczypta prawdy – fabuła jest faktycznie odmienna, lecz ma z „Dotykiem złodziejki” wiele wspólnego. Tym razem głównymi bohaterami jest przepiękna dama Lady Julianne oraz Jacob – przystojny mężczyzna, przez którego łóżko przewinęło się już sporo kobiet, a jednocześnie kuzyn… Violi Preston. Co więcej okazuje się, że łączy ich nie tylko pokrewieństwo, ale dość podobny talent… jaki? Przekonajcie się sami. ;)

Poszukiwanie metalowego sztyletu o wiele bardziej zaabsorbowało moją osobę, niż podróż w celu znalezienia czerwonego diamentu.

W przeciwieństwie do „Dotyku złodziejki” tym razem bardziej wczułam się z historię głównych bohaterów, kibicowałam im na każdym kroku, chociaż często mnie zadziwiali swoim zachowaniem. Zdecydowanie oboje zdobyli moją sympatię ­ zarówno Jacob, mimo niezbyt dobrej powszechnej opinii, a także z pozoru sztywna oraz chłodna Lady Julianne . Również Violę jakoś bardziej polubiłam. W tym wydaniu wydawała się taka bardziej… swojska, naturalna?

Tym razem opisy seksualnych wyczynów (bo jak inaczej można nazwać seks z powozie?;)) o wiele bardziej mi się podobały. Być może też dlatego, że w „Dotyku łajdaka” nie mamy do czynienia ani z krajem indyjskim i nie nastawiałam się na żadne ciekawostki? Jednak mam wrażenie, że mimo tego, zbliżenia jakie miały miejsce między Jacobem a Lady Julianne były bardziej zmysłowe i na swój sposób subtelne. Tak, to było coś co mi się podoba. Mam nadzieję, że w „Dotyku oszusta” opisy erotyczne będą na tym samym, bądź jeszcze lepszym poziomie.

Cieszę się, że dałam Mii Marlowe drugą szansę i sięgnęłam po kontynuację serii „Dotyk”. Jeżeli tak jak ja zawiedliście się na pierwszym tomie to również was zachęcam do zapoznania się z „Dotykiem łajdaka”, który jest o niebo lepszy i tym razem myślę, że się nie zawiedziecie! A jeżeli „Dotyk złodziejki” was zachwycił, to tym bardziej spodoba się wam druga część cyklu. Natomiast jeśli wciąż nie poznaliście Violi i Quinna, ani Jacoba i Lady Julianne…. to na co jeszcze czekacie?!

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Nasza Księgarnia, a jeśli zakupisz książkę klikając jedną z opcji poniżej, ja otrzymam z tego niewielką prowizję:

6 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *