„Jesteśmy generacją, nie jest nam wszystko jedno.
Jeśli przyniosłeś tu agresję, wyjdź na zewnątrz”
Kiepsko przespana noc, ciężki dzień w pracy… czasami są takie dni, kiedy ciężko dostrzec w nich jakiekolwiek pozytywy. Jak cieszyć się z małych rzeczy, kiedy ma się wrażenie, że wszystko idzie nie tak? Czy potrafisz w takich chwilach cieszyć się z właśnie co ubranej choinki? Myślę, że poplątane lampki wówczas tym bardziej irytują. Ale dobrze. Wdech. Wydech. Tak z dziesięć razy. Wieczorem czeka Cię niesamowity koncert człowieka, który jest Twoim największym autorytetem. Hm. Dziwne. Nie działa? Nawet nie zachciało się nagle rozpocząć przygotowania do niego. Najchętniej wskoczyłoby się do łóżka i miało wszystko gdzieś. Zdecydowanie BDay. Nie, nie Birthday Day, tylko Bad Day.
Jednak bilety już kupione, a Ty podświadomie jesteś pewien, że ominięcie koncertu ukochanego rapera w Arkadach Kubickiego jest dla Ciebie nie do wybaczenia. To sprawiłoby, że miałbyś Bad Day jeszcze przez długi czas. Prawda?
Wyszykowana i gotowa do wyjścia czujesz, że nastrój poprawił się o kilka stopni. Za chwilę razem z ukochaną osobą staniesz przed samą sceną, na której pojawi się ktoś równie dla Ciebie ważny. W drodze na koncert odbierasz telefon od swojego partnera. Jesteś szczęśliwy – pewnie wyszedł już z pracy, więc będziemy mogli pochodzić sobie jeszcze po Krakowskim Przedmieściu! Jednak kolejny raz musiało coś pójść nie tak. Nie, nie wychodzi wcześniej. Zostaje dłużej…
I nagle ogarnia Cię stres – zdąży czy nie zdąży? Smutek – czeka Cię nie wiadomo ile czasu samotnego spaceru po Starym Mieście. Plusem okazuje się mp3 i aparat. Towarzysze niedoli. Ha. Jednak postanawiasz podejść do wszystkiego na spokojnie. Na pewno dążycie oboje na koncert, a długa przechadzka po ukochanym mieście będzie idealnym momentem na przemyślenie paru spraw oraz formą odpoczynku. Początkowo było trudno nastawić się na taki tok myślenia, lecz krok za krokiem okazało się, że jest coraz lepiej. A zmarznięte ręce nie powodowały natłoku kolejnych złych emocji. Ale nastrój nie był dobry. To obojętność Cię ogarnęła. Masz ochotę wszystko skwitować wzruszeniem ramion. Lecz to chyba nie o to raczej chodzi, co nie?
W jaki więc sposób pokolorować tak marny dzień? A! Zapomniałam. Jak to się mówi? Nie oceniaj dnia przed zachodem słońca? Tak, właśnie! Dopiero wybiła godzina dziewiętnasta. Bite pięć godzin na kolorowanie! Muszę dodawać, że przed Tobą wieczór w doborowym towarzystwie… ?
Pierwszy punkt. Spotkanie z partnerem. Zdążył. Ulga. Radość po raz pierwszy. Widok bohatera wieczoru jeszcze za sceną. Radość po raz drugi. Koncert? Szczyt szczęścia!
Kiedy zaczęłam przyjeżdżać do Warszawy praktycznie non stop wiązało się to z koncertami. Jeśli ktoś by mi powiedział kiedyś, że będę słuchała rapu to bym po prostu wyśmiała. I taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce. Znalazła się osoba, której celem było zarażenie mnie rapem. Udało jej się. Jednym kawałkiem.
Po poznaniu Pawła wieczory jednak wolałam spędzać wieczory we dwoje, szczególnie, że On nie przepadał za rapem. To znaczy… po prostu nie poznał wtedy jeszcze Eldoki.;) Powoli zaczęłam zapominać jaką radość dawały mi koncert. Ktoś powie – lepiej posłuchać muzyki w domu, a te machanie rękami – na co to komu? Jednak dla mnie to coś niesamowitego! Magia! Podczas koncertu momentalnie zapominam wszystko co złe, moja motywacja wzrasta, czuję, że mam siłę spełnić każde swoje marzenie! Przyznam szczerze, że podczas jednego kawałka poleciały mi nawet łzy. W tym momencie poczułam, że złe emocje mnie wreszcie opuszczają. Niektóre kawałki nawet na płycie nie brzmią tak intensywne jak na żywo.
Twórczość Eldoki jest kwintesencją rapu jaki pokochałam. Jego słowa tak często skłaniają mnie do myślenia, do działania i nie poddawania się nawet w takie dni jak właśnie ten sobotni. Zabawne jest to, że kawałki Eldoki uchodzą za smutne, ale według mnie to złe określenie. One są prawdziwe, mądre i… piękne. Tak jak chociażby ten o Halinie Poświatowskiej. A wspomniałam wam o tym, że to w dużej mierze właśnie dzięki Leszkowi pokochałam Warszawę? To z nim na słuchawkach poznaję Syreni Gród. To za jego sprawą pojawiło się w mojej głównie pragnienie o partnerze, który byłby rodowitym warszawiakiem, które cudem się spełniło.;) Ale w końcu do Warszawa. Tu nikt nie może mi zabronić wierzyć w cuda.;)
Koncert Eldoki sprawił, że mój dzień momentalnie nabrał barw, serce zaczęło mocniej bić, a ja wreszcie poczułam, że żyję! To kolejny dowód na to, że warto mieć w życiu autorytety. Bo kto potrafi podnieść nas na duchu jak nie oni? Kto nam nawet czasami nieświadomie doda siły i motywacji do działania? Widzę go na scenie żywego. Jest na wyciągnięcie mojej ręki. I widzę, że spełnił własne marzenia, robi to co kocha. A przy okazji zaraża swoją energią ludzi, którzy przychodzą go słuchać. Mistrz. Co tu więcej dodawać?
„Myślisz, że emerytuta? Pudło! Chyba śnisz.
Stawiasz mur, to akurat jestem najlepszy, „Leszek” pisz!”
Na samym końcu mam dla was pytanie. Czy wiecie jak wygląda rapowa pompka?;)