Maszyna szczęścia

Uwielbiam wszystko, co dotyczy szczęścia, dlatego też z przyjemnością zgodziłam się na zrecenzowanie książki „Maszyna szczęścia” Katie Williams. Tym bardziej, że koncepcja powieści brzmiała ciekawie i intrygująco.

 

Maszyna szczęścia Apricity

 

Trwa rok 2035. Pearl pracuje w firmie Apricity Corporation, która zajmuje się wykonywaniem testów mających wykazać, czego potrzeba danemu klientowi do pełni szczęścia. Spersonalizowany przepis na szczęście powstawał przy użyciu najnowszej technologii, a mianowicie maszyny Apricity 480. Nie każdemu mogą spodobać się odpowiedzi tego nowoczesnego sprzętu, ale jej wykonawcy zapewniają o niemal stuprocentowej ich skuteczności. To sprawia, że niektórzy potrafią poświęcić naprawdę wiele uważając, że dla szczęścia warto posłuchać jej zaleceń. Nawet tych dziwnych i nie zrozumiałych, przykładowo wymagających od nich obcięcia kawałka palca. Osoby, które zdecydowały się na życie niejako pod dyktando maszyny, twierdzą, że wreszcie poznali czym jest prawdziwe szczęście. Z usług Apricity Corporation korzystają również inne firmy w celu zwiększenia wydajności oraz efektywności swoich pracowników poprzez zwiększenie poziomu ich zadowolenia i satysfakcji.

 

Nieszczęśliwy nastolatek z zaburzeniami odżywiania

 

Pearl zależy, aby test Apricity wykonał jej syn Rhett. Jednak chłopak nie jest tym nawet w najmniejszym stopniu zainteresowany, chociaż nie wygląda na zbyt szczęśliwego człowieka. A wręcz przeciwnie. Nastolatek boryka się z zaburzeniami odżywiania. Matka chce mu pomóc, ale on sam sprawia wrażenie, że jest mu dobrze z tym, że prawie wcale nie je. Z czego wynika takie nastawienie? Skąd kompletna bariera przed zrobieniem bezbolesnego i nieinwazyjnego badania, które polega wyłącznie na pobraniu wymazu komórek błony śluzowej z wnętrza policzka?

 

Niewykorzystany potencjał?

 

Pomysł na książkę sam w sobie był naprawdę dobry. Niestety jego potencjał nie został odpowiednio wykorzystany. Aspekt maszyny szczęścia mocno mnie zaintrygował, jednak sposób w jaki autorka go wykorzystała już mnie nie porwał. Książkę czytało się bardzo ciężko, z każdą stroną fabuła była coraz bardziej nużąca, chaotyczna i niedopracowana. Gdyby „Maszyna szczęścia” była lepiej napisana, to mogłaby dać naprawdę wiele do myślenia. W szczególności w kontekście ślepego zaufania technologii przez ludzi i tego, jak wiele osób potrzebuje maszyny w określeniu, co daje im szczęście. Jednak niestety poziom, na jakim została zrealizowana recenzowana przeze mnie powieść pozostawia wiele do życzenia. A przez to „Maszyna szczęścia” stała się jedną z moich największych rozczarowań wśrod pozycji, które przeczytałam w 2019 roku.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Edipresse, a jeśli zakupisz książkę klikając jedną z opcji poniżej, ja otrzymam z tego niewielką prowizję:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *