Jak trafne w moim przypadku jest powiedzenie, aby nie oceniać dnia przed zachodem słońca. W recenzji „Szeptem” napisałam, że „Zmierzch” Stephenie Meyer oceniam lepiej niż dzieło Beccy Fitzpatrick. Dzisiaj jednak muszę się wam szczerze przyznać, że myliłam się i to bardzo! Po kolejną część „Zmierzchu” nie sięgnęłam do dzisiaj, chociaż mam ją w swojej biblioteczce od lat. Natomiast „Crescendo” trafiło w mojej ręce momentalnie po skończeniu pierwszego tomu, co samą mnie ogromnie zdziwiło.

 

Co więcej! Kto by się spodziewał że historia Nory i Patcha tak mnie wciągnie, że po przeczytaniu „Crescendo” zamiast usiąść do pisania recenzji sięgnę po kolejną część sagi? Na pewno nie ja. A jednak, życie naprawdę lubi nas zaskakiwać.

 

Uśmiechnął się drwiąco. Modelowy uśmiech drania.”

 

Życie Nory i jej związek z upadłym aniołem o imieniu Patch zaczyna się coraz bardziej komplikować. Pojawiają się problemy, powody do zazdrości, wizje zmarłego ojca i kolejne niewyjaśnione tajemnice. Jak poradzi sobie z wszystkim szesnastoletnia dziewczyna? Komu może zaufać? Czy jej chłopak nic przed nią nie ukrywa i naprawdę darzy ją czystą miłością? Przekonajcie się sami!

 

„Czułam, że w moich oczach wzbierają łzy, ale ani jedna nie spadła. Zebrało się we mnie zbyt wiele frustracji i gniewu, żebym czuła cokolwiek więcej, ale podejrzewałam, że pięć minut później, kiedy emocje opadną, a ja uświadomię sobie w pełni to, co zrobiłam, pęknie mi serce.”

 

Spotykałam się z opiniami, że „Szeptem” jest o wiele lepsze od drugiej części. Moje zdanie jest diametralnie odmienne. W pierwszym tomie byłam pewna, że spotykam się z książką jakich wiele, tyle że z dodatkiem aniołów. Jakie było moje zdziwienie kiedy czytając „Crescendo” zaczęłam wręcz żyć historią Nory i Patcha.

 

Jak w pierwszej części byłam zawiedziona, iż nie potrafiłam utożsamić się z żadnym z bohaterów, tak teraz wywołali we mnie wielką gamę uczuć i emocji. Niesamowite zwroty akcji sprawiały, iż w jednej chwili się szeroko uśmiechałam z powodu poczucia humoru Vee, aby za chwilę powstrzymywać się od płaczu. Kłótnie Nory i Patcha odciskały się we mnie, jakbym dotyczyły ode bezpośrednio mnie. Chwilami wręcz odrywałam się od książki po to by mocno przytulić swojego chłopaka. Także problemy dziewczyny z zadufaną w sobie Marcie przywoływały we mnie wspomnienia, kiedy osobiście spotkałam na swojej drodze taką pewną siebie, zarozumiałą „koleżankę”.

 

„Światło potrafi trzymać na uwięzi potwory mojej wyobraźni.”

 

„Crescendo” wywołało we mnie ogromnie wrażenie, dlatego już następnego dnia rozpoczęłam przygodę z „Ciszą”, czyli trzecią trzecią sagi. Co więcej już ją skończyłam. Ponadto po spotkaniu z Beccą Fitzpatrick i zachwytach nad zakończeniem historii Patcha i Nory cyklu jestem pełna niezaspokojonego apetytu, dlatego już wkrótce zamierzam także przeczytać „Finale”. Wszystkich was również zachęcam do sięgnięcie po całą sagę stworzoną przez przesympatyczną i zdolną Beccą Fitzpatrcik. Naprawdę warto!

 

*~~*~~*~~

Chciałabym przekazać coś jeszcze osobom, które porównują „Szeptem” do „Zmierzchu”. Po pierwsze historia Patcha i Nory rozpoczęła się akurat na biologii a nie na żadnej innej lekcji, ponieważ tę sytuacją Becca wzięła z własnego życia. Naprawdę coś takiego jej się przytrafiło.

 

Po drugie swoje dzieło zaczęła pisać 10 lat temu, a więc „Zmierzchu” wtedy raczej jeszcze nie było, co nie? Kiedy padło pytanie o to, czy Becca lubi sagę Stephanie Meyer powiedziała, że pierwszą część czytała, a pozostałe jedynie oglądała jak na razie. Ale jakoś po niej nie było widać strachu czy przerażenia, jakoby miała się obawiać o porównywanie jej dzieła do „Zmierzchu”.

 

Wobec tego uważam, że takie osądy niektórych osób są bezpodstawne i nie warto w nie wierzyć. :) Po za tym, nawet nie wyobrażacie sobie jaką przesympatyczną i pozytywną osobą jest autora sagi „Szeptem”. :)

8 komentarzy

  1. Czytałam „Szeptem” przed przeczytaniem „Zmierzchu”, ale i tak nie widzę jakichś mega podobieństw. Zgadzam się, że „Crescendo” strasznie wciąga i mi również podobało się bardziej. Nie przeczytałam jeszcze trzeciego tomu, choć mam go od dawna, a tu właśnie dowiedziałam się, że wyszła czwarta część! Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko dokończyć tą historię :) Pozdrawiam!

  2. A ja się nie zgadzam, szeptem przeczytałam zaraz po premierze i nie byłam jedyną osobą, która porównała tę powieść do Zmierzchu. Przy Crescendo już takiego wrażenia nie miałam, więc tu się zgadzam. niestety nie można odmówić nikomu własnej interpretacji – jak ktoś Zmierzchu nie zna, to tym bardziej odniesień nie zauważy.

    Co do Crescendo, moim zdaniem to o wiele lepsza część od pierwszej. Bardziej dopracowana. No i nie cukierkowa ;)

  3. Dla mnie ta seria jest wybitnie słaba. Może nie dno, ale słabizna. Patrząc na całość, czuję że ta książka jest bardzo sztuczna. Ja w nią nie wierzę. Nie czuję jej, nie przeżywam.
    Ponadto język jest szpetny. Kolokwializmy. Autorka nie potrafi używać języka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *