Przełom października i listopada, zarówno dla mnie jak i dla mojego męża, był takim trochę wyzwaniem. P. zaczął nową pracę, a ja miałam do odbycia 20 dni praktyk w kancelarii radcowskiej w innym mieście, z którą musiałam pogodzić swoją stałą pracę oraz studia. Aby było mi łatwiej z dojazdami przeniosłam się na ten czas do domu rodzinnego. Jedynie na zjazdy, weekendy i święta wracałam do Warszawy. Z moją miłością do stolicy nie było to łatwe. Szczególnie, że to oznaczało kilka dni bez męża. Ale podobno taka tęsknota od czasu do czasu jest dobra.;)
https://www.instagram.com/p/BMyF3VLBuej/
Z drugiej strony bycie z daleka od męża i od stolicy sprawiało, że wpadałam w doła. Szczególnie, że miałam tyle na głowie, a chciałam wszystko mieć dopięte na ostatni guzik. Z drugiej strony wiedziałam, że gdybym skupiła się tylko na obowiązkach, to chyba bym zwariowała. Okej, odbywałam praktyki w wymarzonym miejscu, kochałam wszystko to co tam robiłam, poznałam wspaniałych ludzi, z którymi ciężko było mi się pożegnać, ale jednak taki tryb życia był męczący i niezwykle wyczerpujący dla mojego organizmu.
Dlatego w pewnym momencie postanowiłam zacząć sobie odpuszczać. To nie było łatwe zadanie dla perfekcjonistki jaką jestem i miałam ogromne wyrzuty sumienia, jeśli czegoś nie zdążyłam zrobić, ale jednak po wydarzeniach z przeszłości wiem, że zdrowie jest dla mnie najważniejsze. Dlatego, mimo napiętego grafiku, starałam się znajdować czas na dalsze kolorowanie mojej codzienności i odrobinę przyjemności…
Październik zaczęliśmy z P. od Biegnij Warszawo. Tym razem tylko kibicowałam, ale za rok planuję wystartować razem z mężem. Trzymajcie kciuki, żeby się udało! W nagrodę za dobry wynik zabrałam Pawła do Legal Cakes, szczególnie ze dwa dni późnej mieliśmy piątą rocznicę naszego związku, a wiedzieliśmy, że tego dnia nigdzie nie uda nam się wyrwać.
https://www.instagram.com/p/BLEyY8dB39u/
10 października rozpoczęłam praktyki, a dodatkowo w tym tygodniu miałam zjazd na uczelni. Z tego powodu odpuściłam sobie zapisanie się na spotkanie z Krzysztofem Gonciarzem, które miało odbyć się 16 października. Jednak siedząc na uczelni w piątkowy wieczór podjęłam spontaniczną decyzję, żeby razem z mężem i bratem wybrać się do klubu na imprezę zorganizowaną przez Gonciarza. To była dobra decyzja! Spędziłam czas w znakomitym towarzystwie, poznałam zarówno Krzysia jak i Kasię, a ponadto dowiedziałam się o dodatkowych zapisach na niedzielne spotkanie. Wtedy stwierdziliśmy jednogłośnie – czemu nie? I w taki sposób dwa dni później znaleźliśmy się w teatrze 6 piętro. Ponownie mieliśmy okazję posłuchać tematu Gonciarz & Kasia Mecinski, pogadać z nimi i zrobić sobie zdjęcie. Spotkałam przy okazji również Michała Szafrańskiego. To była miła niespodzianka, bo nie widziałam się z nim prawie dwa lata!
https://www.instagram.com/p/BLn1RugBd-M/
https://www.instagram.com/p/BLn1Ib6h9Av/
https://www.instagram.com/p/BLnrifphWDs/
Kolejne dni upływały mi na praktykach, pracy oraz nauce, ale też znajdowałam czas na spędzanie czasu z moją malutką bratanicą. Niesamowite jak takie małe dzieci potrafią człowieka wewnętrznie uspokoić i w ciągu sekundy wywołać uśmiech na twarzy, a nawet łzy wzruszenia. Zdecydowanie ten czas mogę nazwać kolorowaniem codzienności.
https://www.instagram.com/p/BLwO8paBTFo/
https://www.instagram.com/p/BMe4t80BdKI/
29 października wybraliśmy się na bieg run or death, podczas którego ponownie kibicowałam Pawłowi. To była niesamowita przygoda! Sama nie miałabym tyle nerwów, żeby wziąć w nim udział – mi zawsze za bardzo zależy, a tu rzadko kto dobiegał do mety „żywy”. Pawłowi w tym roku się nie udało, ale i tak był bardzo zadowolony z samego biegu i świetnej zabawy. Dlatego za rok również się tam wybierzemy – Paweł w roli biegacza, a ja kibica.;)
A następnego dnia po raz pierwszy wydrążaliśmy z P dynie. Uwielbiam robić coś po raz pierwszy i to wspólnie z mężem.:) I chociaż chwilami było to zadanie fizycznie męczące to bez zastanowienia mogę napisać – warto było!
https://www.instagram.com/p/BMMfNuPByno/
W listopadzie musiałam skupić się przede wszystkim na studiach, żeby na przełomie stycznia i lutego mieć mniej nauki i zaliczeń. Pomagałam też Pawłowi w robieniu kolejnych kroków w celu realizacji jego marzeń. Mamy już pewne plany na przyszły rok, więc teraz staramy się wyprostować jak najwięcej spraw, żeby mieć czystą i spokojną głowę już tuż po Sylwestrze. Z tego względu nie wychodziliśmy zbyt często na jakieś wydarzenia, a skupiliśmy się na swoim związku i wspólnym życiu. Jedynie na początku listopada postanowiłam specjalnie wrócić do Warszawy z praktyk na urodziny Dominika z Just Domi. Niestety nie mogłam za długo poimprezować, bo następnego dnia rano musiałam z powrotem wracać na praktyki. Ale było warto! Gdybym chociaż na chwile nie przyjechała, to na pewno bym żałowała.
Tuż po praktykach wróciłam do Warszawy przemęczona chyba do granic możliwości. Zbliżały mi się pierwsze prezentacje i zaliczenia na studiach, miałam mnóstwo zaległości do nadrobienia w pracy, a same praktyki były wyczerpujące – zdobyłam mnóstwo wiedzy w krótkim czasie z czego się cieszę, ale mój organizm wołał już o odpoczynek. Przez to miałam dylemat czy jechać na trening Marty Henning z bloga Codziennie Fit, który zorganizowała na warszawskim AWFie 26 listopada. Tego dnia miałam jeszcze zajęcia na uczelni, a po nich musiałam pojechać w kilka miejsc pozałatwiać różne sprawy. Do samego końca zadawałam sobie w głowie pytanie „jechać czy nie jechać?”. W końcu zrobiłam to co zawsze w takich przypadkach. Zadałam sobie inne pytanie. „Czy jeśli nie pojedziesz to potem będziesz tego żałować?”. Odpowiedź była twierdząca. Jadąc autobusem na AWF dodatkowo poczułam, że trening to jest właśnie to czego potrzebuję. Przez ostatni czas ćwiczyłam bardzo rzadko i już bardzo za tym tęskniłam. Zdawałam sobie sprawę, że nie dam rady zrobić całego treningu, ale wychodzę z założenia, że lepsze coś niż nic.
https://www.instagram.com/p/BNSEK4NBU3z/
Wiedziałam, że nie będę mogła zostać po treningu na rozmowę i zdjęcia, dlatego postanowiłam podejść do Marty na chwilę przed jego rozpoczęciem. Dzięki temu spełniłam swoje kolejne marzenie, żeby właśnie ją poznać. Podczas treningu musiałam robić sobie sporo przerw na odpoczynek, ale wykorzystałam te chwile, żeby zrobić zdjęcia na konkurs, który Marta zorganizowała wspólnie z Decathlonem. Do teraz jeszcze nie dociera do mnie, że udało mi się go wygrać, a na dodatek zajęłam pierwsze miejsce! To było niezwykłe wyróżnienie i kolejny dowód, że warto było wtedy tam pojechać.
https://www.instagram.com/p/BNSB3L-BSF2/
https://www.instagram.com/p/BNubF-6hyMY/
Ostatnie dwa miesiące były dla mnie kolejnym sprawdzianem na to, czy popadnę w rutynę przez napięty grafik i dużą ilość obowiązków, czy znajdę czas na spełnianie kolejnych marzeń i urozmaicanie sobie życia. Czuję, że mi się udało, z czego ogromnie się cieszę. Bo ja chcę żyć, a nie tylko wegetować.
Gratuluję wygranej! Czasami warto sobie odpuścić, odpocząć i naładować baterie. :)
Wiem, jak to jest ze zjawiskiem „koszmar perfekcjonisty”. Ale na szczęście (jak widać) można się z tego trochę wyleczyć… ;)
Na szczęście tak! Perfekcjonizm to taka cecha z jednej strony pozytywna, a z drugiej jednak negatywna. :D
Ja ostatnio postawiłam sobie za cel by w przeciągu roku przygotować się do startu w jakimś biegu :)
Ja w tym roku chciałabym wziąć udział w Biegnij Warszawo, ale nie wiem czy mi się to uda. :D