Każdy z nas w życiu popełnia wiele błędów. Jedne są większe, drugie mniejsze. Jednak co jeśli przez nas najbliżsi cierpią, poupadają na zdrowiu, a nawet tracą życie? Czy ktoś kto aż tak bardzo zboczył z dobrej drogi zasługuje na drugą szansę, na wybaczenie? Ile warte są wówczas słowa zapewniające, iż „zmieniłem się”? Czy choć w najmniejszej stopniu są wiarygodne?

William Murdoch znalazł się w trudnej sytuacji. Jego ojciec, który w przeszłości nie dawał synowi ani odrobinę dobrego przykładu, został skazany na śmierć poprzez powieszenie. Harry, który od kilkudziesięciu lat nie widział swojego pierworodnego prosi go o pomoc w odkryciu prawdy, w odnalezieniu prawdziwego mordercy Johna Delaneya. W osobie Willa widzi swoją ostatnią szansę, błaga syna o przebaczenie za popełnione czyny i zapewnia, iż w tej sprawie jest naprawdę niewinny. Jednakże czy detektyw mu uwierzy? A co więcej, czy uda mu się rozwikłać skomplikowaną zagadkę śmierci szanowanego mieszkańca Toronto?

Po książkę Maureen Jennings pod tytułem „Detektyw Murdoch. Spuśćmy psy” sięgnęłam przede wszystkim z powodu wiernego ukazania przez autorkę realiów Toronto z końca XIX wieku. Ten okres w historii naszego świata intryguje mnie najbardziej, więc nie mogłam sobie odpuścić zapoznania się również i z tym dziewiętnastowiecznym miastem należącym do Kanady. Tym bardziej kusiła mnie perspektywa kolejnej intrygującej i zmuszającej do myślenia zagadki kryminalnej. Odkrycie kto tak naprawdę był mordercą było dla mnie niezłą gratką. Przyznam szczerze, że nie udało mi się trafnie wycelować. Maureen Jennings wyjątkowo mnie zaskoczyła i to oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie spodziewałam się aż tak zawiłego rozwiązania tej sprawy. W tym momencie śmiało można powiedzieć, że pozory mylą, a ludzie często prawdziwe oblicze skrywają za maską pseudo przyzwoitości. A do tego jeszcze dochodzi ówczesna obyczajowość pełna konwenansów, a także iście szarmanckie i uprzejme zachowania… Co z tego wszystkiego może wyniknąć? Przekonajcie się sami!

Język jakim posługiwała się autorka jest lekki, prosty i zrozumiały dla każdego potencjalnego czytelnika. Lektura książki „Detektyw Murdoch. Spuśćmy psy” była dla mnie prawdziwą przyjemnością. Ciężko było mi się oderwać od niej chociażby na krótką chwilę. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się jak skończy się, jak to wydawcy określili, najtrudniejsze śledztwo detektywa Murdocha.

Jeżeli macie ochotę na niezwykle skomplikowaną, lecz niezmiernie ciekawą zagadkę kryminalną, bądź chcecie się zapoznać z realiami dziewiętnastowiecznego Toronto koniecznie sięgnijcie po dzieło Maureen Jennings pod tytułem „Detektyw Murdoch. Spuśćmy psy”. Osobiście nie żałuje ani sekundy spędzonej przy tej pozycji i żywię ogromną nadzieję, że to nie koniec mojej przygody z świetnym, inteligentnym, choć trochę nieśmiałym detektywem Williamem Murdochem. Jeszcze raz gorąco polecam!

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Oficynka, a jeśli zakupisz książkę klikając jedną z opcji poniżej, ja otrzymam z tego niewielką prowizję:

6 komentarzy

  1. Początkowo nie zamierzałam nawet zapoznawać się z jej fabułą, bo jakoś mnie nie ciekawiła i nie należy do mojego gatunku. Ale co jak co, brzmi dość ciekawie i komuś polecę na pewno. Sama się zastanowię, czy kiedyś po nią sięgnę. ;)

  2. Moja przygoda z detektywem Murdochem zaczęła się właśnie od tej książki. Byłam nią tak zachwycona, że postanowiłam przeczytać wszystkie książki z tego cyklu. Ale tym razem we właściwej kolejności. Czeka już na mnie „Ostatnia noc jej życia”. ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *