„Czy jeśli ktoś jest zbyt szczęśliwy, kusi w ten sposób Fatum do przecięcia jednej z najważniejszych nici jego życia?”

Uwielbiam kryminały, thrillery, książki psychologiczne czy obyczajowe, ale fantastyka? Hm, podziękuję.. A raczej dziękowałam do czasu, kiedy dowiedziałam się o serii Kroniki Mac O`Connor, autorki Karen Marie Moning. To był czysty przypadek. Na portalu http://nakanapie.pl/ przeczytałam o urodzinowym konkursie portalu Gavran. Pomyślałam – A co tam! Pracuję na stoisku z książkami to i na fantastyce powinnam chociaż troszkę się znać, a to jest dobry pomysł na zapoznanie się z tym gatunkiem. Wśród nagród widniało „Szaleństwo Elfów” wyżej wspomnianej pisarki. Jedyny tytuł, który mnie zaintrygował, tak bardzo, że postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat. W ten sposób dowiedziałam się o całej serii i nim się zdążyłam obejrzeć pierwsza część opowieści o 22-letniej MacKayli Lane dosłownie mnie pochłaniała.

Długie włosy koloru blond, oczy zielone, świetna figura, makijaż, pomalowane paznokcie, a do tego wszystkiego ulubiony kolor – różowy. Przez długi czas główna bohaterka „Mrocznych Szaleństw” spotykała się każdego dnia ze zdaniem ludzi na swój temat jakoby wyglądała i zachowywała się jak typowa barbie, której tylko kena brakuje. Jednak jak błahy był ten problem w porównaniu ze spotkaniami z elfami, którzy byli zdania, że dziewczyną mogliby się nieźle zabawić? Wyssać z niej urodę, czy uzależnić od seksu? A może wykorzystać ją do odszukania tajemniczej księgi Sinsar Dubh?

„Największą przewagą, jaką ktokolwiek może mieć w bitwie, jest nadzieja. Człowiek wobec czegokolwiek w życiu może przyjść jedynie dwie postawy: nadziei, albo strachu. Nadzieja dodaje sił, strach zabija.”

Po śmierci swojej siostry Mac postanawia po raz pierwszy opuścić dom rodzinny i wyjechać do innego kraju, aby dopaść zabójcę Aliny. W Dublinie poznaje swoją prawdziwą tożsamość – jest widzącą sidhe i każdego dnia musi mierzyć się z elfami, niezbyt przyjaźnie nastawionymi do członków jej rodu. Spotyka również tajemniczego mężczyznę. Silnego i nieziemsko przystojnego Jericho Barronsa, który pomaga jej przetrwać każdy następny dzień, zdobyć doświadczenie, w zamian za pomoc w odnalezieniu tak upragnionej przez wszystkich Sinsar Dubh.

Moja filozofia jest bardzo prosta – każdy dzień, w którym nikt nie próbuje mnie zabić to dla mnie dobry dzień”

Ku mojemu zdziwieniu „Mroczne Szaleństwa” stały się jedną z moich ulubionych czołowych pozycji. Nie spodziewałam się także, iż zwiążę się tak bardzo z bohaterką książki fantastycznej, a dokładniej urban fantasy z domieszką paranormal romance. Dzieło Karen Marie Moning polecam głównie miłośnikom ale także wszystkim starszym nastolatkom. Tylko uważajcie, żeby się w Jericho nie zauroczyć ;) Jako dwudziestoletnia dziewczyna „Mrocznymi Szaleństwami” jestem niezmiernie zachwycona!

8 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *