Piotr Rogoża, Rock'n'roll, bejbi!

Zaczynając pracę w księgarni i mając w perspektywie puste półki w mieszkaniu kupowałam książki na potęgę. Nie znałam się jeszcze, aż tak bardzo na tym co warto kupić, więc patrząc na tanią pozycje z ciekawą okładką momentalnie wrzucałam do koszyka. W ten sposób w moje ręce trafiła książka Piotra Rogoży pod tytułem „Rock’n’roll, bejbi!”, która skradła mi serce właśnie okładką… i niczym więcej. Zapłaciłam za nią jakieś bagatela siedem złotych… i dobrze, że nie więcej bo plułabym sobie w twarz strasznie. Tak strasznie jak męczyłam się z tą książką. Czytałam ją na raty, przez wiele miesięcy i tylko marzyłam o tym, aby być już na ostatniej stronie.

 

Odnoszę wrażenie, że książka „Rock’n’roll, bejbi!” Piotra Rogoży jest o wszystkim i o niczym. Kiedy Pilipiuk w swoje dzieła wplata odrobinę fantazji robi się ciekawie i śmiesznie… lecz kiedy Piotr Rogoża chce coś w tym stylu napisać, to zwyczajnie mu to nie wychodzi, a moja mina podczas czytania mówiła „co to ma w ogóle być?” Nie wiem, może komuś się taka fantastyka spodoba, w każdym bądź razie ja mówię kategoryczne NIE.

 

„Rock’n’roll, bejbi!” składa się z opowiadań, w których występuje grupa nastoletnich przyjaciół – Modrzewa, Małej, Budzigniewa, Nietopyra i Krzywego. Spędzają razem czas na graniu piciu i paleniu skrętów w altance, a nawet znajdują czas na założenie zespołu i praktycznie momentalnie stają się gwiazdami rocka. Poza tym pojawiają się jeszcze jakieś zombie czy ewolucja faszyzmu, chociaż kompletnie nie wiem po co, dlaczego i w jakim celu autor to umieścił. Nie było to dla mnie ani śmieszne, ani ciekawe, wręcz – dziwne. Dobrze chociaż, że język, którym posługiwał się autor, był w miarę prosty, czcionka spora, a stron w zasadzie mało. Gdyby była dwa razy obszerniejsza – to byłby koszmar do potęgi entej. Chyba do końca życia bym się z nią męczyła. Dawno nie drażniła mnie tak żadna książka. Nie miałam ani odrobiny przyjemności z lektury książki Piotra Rogoży. Gdyby nie to, że jestem tak uparta i nie lubię nie kończyć czegoś, co zaczęłam, to pewnie po trzech stronach ta książka by już leżała w makulaturze.

 

Z napisaniem tej recenzji zwlekałam tak długo jak długo męczyłam się z tą książką. Po przeczytaniu miałam ochotę ją odłożyć jak najdalej od siebie, już nigdy więcej na nią nie patrzeć, a najlepiej o niej zapomnieć. I prawdopodobnie po napisaniu tej recenzji tak się stanie – szczególnie, że w tym momencie już musiałam szukać w Internecie ksywek bohaterów. To jest po prostu książka-koszmar, o której więcej nie chcę nawet słyszeć.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *